Napisane:
Coyoacan, 25 listopada 1937 r.
Po raz pierwszy opublikowane:
Biuletyn Opozycji (bolszewików-leninowców) Nr 62-63
Wersja elektroniczna:
Jarek Grota -
Polska sekcja MIA, sierpień 2002
Adaptacja: Wojciech
Figiel - Polska sekcja MIA, wrzesień 2002
Towarzysze B. (James Burnham - przyp. tłum.) i C. (Joseph Carter - przyp. tłum.) znów stawiają pod znakiem zapytania charakter klasowy państwa radzieckiego. Odpowiedź, którą proponują, według mnie jest zupełnie błędna. Ale ponieważ wymienieni towarzysze nie próbują, jak niektórzy ultralewicowcy, zastąpić analizy naukowej przeraźliwymi gwizdami, to z nimi można i trzeba ponownie przedyskutować ten wyjątkowo ważny problem.
B. i C. nie zapominają, że główna różnica między ZSRR a współczesnym państwem burżuazyjnym polega na tym, że w tych ostatnich są silnie rozwinięte siły wytwórcze. Dalej zgadzają się, że "struktura ekonomiczna, ustanowiona przez Rewolucję Październikową, pozostaje jeszcze w swych podstawach nie zmieniona". Wyciągają z tego ten wniosek, że obowiązkiem radzieckiego i światowego proletariatu jest obrona ZSRR przed imperializmem. W tych ramach całkowicie się zgadzamy z B. i C. Ale jakkolwiek ważne są te ramy, nie obejmują one całości problemu. Nie solidaryzując się z ultralewicowcami, B. i C. uważają jednak, że ZSRR przestał być państwem robotniczym "w tradycyjnym (?) sensie, nadawanym temu terminowi przez marksizm". A ponieważ "struktura ekonomiczna pozostaje jeszcze w swych podstawach nie zmieniona", to ZSRR nie został również państwem burżuazyjnym. B. i C. odrzucają równocześnie - i z tego powodu możemy im tylko pogratulować - traktowanie biurokracji jako samodzielnej klasy. W rezultacie tych niezgodnych przypuszczeń wychodzi im, tak jak stalinowcom, że państwo radzieckie w ogóle nie jest organizacją panowania klasowego. Czym więc ono jest w takim razie?
W ten sposób mamy do czynienia z nową próbą rewizji klasowej teorii państwa. Rozumie się, że nie jesteśmy fetyszystami: jeśli nowe fakty historyczne będą wymagały rewizji teorii, to się przed tym nie zawahamy. Ale opłakany rezultat starych rewizji powinien w każdym razie sugerować nam zbawczą ostrożność. Dziesięć razy przemyślimy starą teorię i nowe fakty, zanim zaczniemy konstruować nową doktrynę.
B. i C. sami zauważają mimochodem, że w zależności od warunków obiektywnych i subiektywnych panowanie proletariatu "może znajdować swój wyraz w znacznej liczbie różnych form rządu". Dodajmy dla jasności, że i w swobodnej walce różnych partii w Radach, i w monopolu jednej partii, i nawet w faktycznej koncentracji władzy w rękach jednej osoby. Rozumie się, że osobista dyktatura jest objawem skrajnego niebezpieczeństwa grożącego reżimowi. Ale równocześnie okazuje się ona niekiedy jedynym środkiem do uratowania tego reżimu. W konsekwencji klasowa natura państwa określana jest nie przez jego formy polityczne, lecz treść społeczną, to jest charakter tych form własności i stosunków produkcji, które dane państwo ochrania i których broni.
B. i C. w zasadzie nie odrzucają tego. Jeśli odrzucają pomimo to postrzeganie ZSRR jako państwo robotniczego, to z dwóch przyczyn, z których jedna ma charakter gospodarczy, a druga polityczny. "W ciągu ostatniego roku - piszą - biurokracja ostatecznie wkroczyła na drogę zniszczenia planowej i znacjonalizowanej gospodarki". (Dopiero "wkroczyła na drogę"?) Dalej słyszymy, że bieg rozwoju "doprowadza biurokrację do coraz bardziej wzrastającego i pogłębiającego się starcia z potrzebami i interesami gospodarki narodowej". (Dopiero "doprowadza" ?) Sprzeczność między biurokracją a gospodarką obserwowano i wcześniej, ale w ostatnim roku "działania biurokracji aktywnie sabotują plan i niszczą monopol państwowy". ("Niszczą" ? To znaczy, że jeszcze nie zniszczyły?)
Drugi wniosek, jak powiedzieliśmy, ma charakter polityczny. "Pojęcie dyktatury proletariatu nie jest przede wszystkim kategorią gospodarczą, lecz głównie polityczną. Wszystkie formy, organy, instytucje panowania klasowego proletariatu są teraz zniszczone, a to oznacza, że zniszczone zostało panowanie klasowe proletariatu". Ten drugi wniosek, rozpatrywany w odizolowaniu od innych, wydaje się być nieoczekiwanym po tym, co słyszeliśmy o "różnych formach" reżimu proletariackiego. Rozumie się, że dyktatura proletariatu jest nawet nie "głównie", ale tylko i wyłącznie "kategorią polityczną". Jednak sama polityka jest tylko skoncentrowaną ekonomią. Panowanie socjaldemokracji w państwie i w radach (Niemcy, l. 1918-1919) nie miało nic wspólnego z dyktaturą proletariatu, ponieważ pozostawiało nienaruszoną własność burżuazyjną. Na odwrót, reżim co ochrania wywłaszczoną i znacjonalizowaną własność przed imperializmem jest niezależnie od form politycznych dyktaturą proletariatu.
B. i C. "w ogóle" tak jakby się z tym zgadzali. Dlatego właśnie uciekają się do łączenia argumentu gospodarczego z politycznym. Biurokracja - mówią - nie tylko ostatecznie pozbawiła proletariat władzy politycznej, ale i zapędziła gospodarkę w ślepy zaułek. Jeśli w poprzednim okresie biurokracja, przy wszystkich swoich reakcyjnych cechach, odgrywała względnie pozytywną rolę, to w ostatnim okresie przekształciła się w czynnik reakcyjny. W opinii tej zawarte jest zdrowe jądro, co w pełni zgadza się ze wszystkimi poprzednimi ocenami i prognozami Czwartej Międzynarodówki. Nieraz wspominaliśmy o tym, że "absolutyzm oświecony" odgrywał postępową rolę w rozwoju burżuazji, żeby potem przekształcić się w hamulec tego rozwoju: konflikt zakończył się, jak wiadomo, rewolucją. W przygotowaniu gospodarki socjalistycznej - pisaliśmy - "absolutyzm oświecony może odgrywać postępową rolę w ciągu nieskończenie krótszego czasu. Ta prognoza w widoczny sposób sprawdza się na naszych oczach. Okłamana własnymi sukcesami biurokracja liczyła na osiąganie coraz wyższych i wyższych współczynników wzrostu gospodarczego. Zresztą napotkała ona ostry kryzys gospodarki, który był jednym ze źródeł jej obecnej paniki i wściekłych represji. Czy to znaczy, ze rozwój sił wytwórczych w ZSRR już się zatrzymał? Nie odważylibyśmy się na takie twierdzenie. Możliwości twórcze znacjonalizowanej gospodarki są tak wielkie, że siły wytwórcze, pomimo hamulca biurokratycznego, zdolne są jeszcze rozwijać się w ciągu szeregu lat, choćby znacznie bardziej umiarkowanym postępem, niż do tej pory. Wątpliwe, czy już teraz można stawiać dokładną prognozę na ten temat. W każdym razie ten kryzys polityczny, który rozdziera biurokrację, jest znacznie niebezpieczniejszy dla niej dziś, niż perspektywa zatrzymania rozwoju sił wytwórczych. Dla uproszczenia problemu możemy jednak przypuścić, że biurokracja już teraz stała się absolutnym hamulcem rozwoju gospodarczego. Czy jednak sam przez się fakt ten oznacza, że natura klasowa ZSRR zmieniła się, albo że ZSRR został pozbawiony jakiejkolwiek natury klasowej? Tu jest, wydaje mi się, główny błąd naszych towarzyszy.
Społeczeństwo burżuazyjne rozwijało siły wytwórcze do wojny światowej. Dopiero w ciągu ostatniego ćwierćwiecza burżuazja stała się absolutnym hamulcem rozwoju. Czy jednak znaczy to, że burżuazyjne społeczeństwo przestało być burżuazyjne? Nie, to znaczy tylko, że stało się gnijącym społeczeństwem burżuazyjnym. W szeregu krajów zachowanie własności burżuazyjnym okazało się możliwe jedynie przez ustanowienie reżimu faszystowskiego. Innymi słowy burżuazja została pozbawiona wszelkich form i sposobów bezpośredniego panowania politycznego. Czy jednak znaczy to, że państwo przestało być burżuazyjne? Nie, ponieważ faszyzm ochrania swymi barbarzyńskimi metodami prywatną własność środków produkcji, więc państwo i za faszyzmu pozostaje burżuazyjne.
Wcale nie mamy zamiaru nadawać naszej analogii znaczenia wyczerpującej. Ale jednak wykazuje ona, że koncentracja władzy w rękach biurokracji i nawet zatrzymanie rozwoju sił wytwórczych same przez się jeszcze nie zmieniają natury klasowej społeczeństwa i jego państwa. Zmienić tę naturę może tylko ingerencja rewolucyjnej lub kontr-rewolucyjnej przemocy w stosunki własności.
Ale czy historia nie zna przypadków antagonizmu klasowego między państwem a gospodarką? Zna! Kiedy stan trzeci doszedł do władzy, społeczeństwo jeszcze w ciągu kilku lat pozostawało feudalne. W ciągu pierwszych miesięcy reżimu radzieckiego proletariat panował nad burżuazyjną gospodarką. W dziedzinie rolnictwa dyktatura proletariatu opierała się w ciągu szeregu lat na gospodarce drobnoburżuazyjnej (w znacznej mierze opiera się i teraz). W razie sukcesu burżuazyjnej kontr-rewolucji w ZSRR nowy rząd musiałby w ciągu długiego okresu opierać się na znacjonalizowanej gospodarce. Ale co oznacza tego rodzaju tymczasowa sprzeczność między państwem a gospodarką: Oznacza ona: albo rewolucja, albo kontr-rewolucja. Przecież jedna klasa odnosi zwycięstwo nad drugą właśnie po to, żeby przebudować społeczeństwo w interesach zwycięzcy. Ale taki stan rozdwojenia, będący niezbędnym momentem wszelkiego przewrotu społecznego, nie ma nic wspólnego z teorią państwa bezklasowego, które przy braku prawdziwego gospodarza jest eksploatowane przez zarządcę, to jest biurokrację.
Norma a fakt
Tym, co wielu towarzyszom utrudnia prawidłową ocenę socjologiczną ZSRR, jest zastąpienie obiektywnego, dialektycznego podejścia do sprawy przez subiektywne i normatywne. Nie darmo B. i C. mówią, że Związku Radzieckiego nie można uważać za państwo robotnicze "w tradycyjnym sensie, nadanym temu terminowi przez marksizm". To znaczy po prostu, że ZSRR nie odpowiada tym normom dla państwa robotniczego, które zostały wysunięte w naszym programie. Co do tego nie może być sporu. Nasz program obliczony jest na postępowy rozwój państwa robotniczego, i tym samym na jego stopniowe obumieranie. Jednak historia, która nie zawsze wypełnia program, przyniosła nam proces wyradzania się państwa robotniczego. Czy jednak znaczy to, że państwo robotnicze, które doszło do sprzeczności z wymaganiami naszego programu, przestało tym samym być państwem robotniczym? Wątroba zaatakowana przez malarię nie odpowiada wątrobie normalnego typu. Ale od tego nie przestaje być wątrobą. Dla zrozumienia jej natury już nie wystarczy anatomii i fizjologii. Potrzebna jeszcze patologia. Znacznie łatwiej, oczywiście, widząc chorą wątrobę powiedzieć: "to mi się nie podoba" i odwrócić się do niej plecami. Jednak lekarz nie może sobie pozwolić na taki luksus. Powinien w warunkach samej choroby i wywołanej przez nią deformacji organu odkryć sposoby leczenia zachowawczego ("reformy") albo ingerencji chirurgicznej ("rewolucja"). A w tym celu powinien przede wszystkim jasno zrozumieć, że zeszpecony organ jest wątrobą, a nie czymś innym.
Weźmy jednak bliższe porównanie: państwa robotniczego do związku zawodowego. Z punktu widzenia naszego programu związek zawodowy powinien być organizacją walki klasowej. Cóż począć jednak z Amerykańską Federacją Pracy (AFL)? Na jej czele stoją znani agenci burżuazji. We wszystkich istotnych sprawach panowie Green, Woll i spółka prowadzą politykę wprost przeciwstawną interesom proletariatu. Można kontynuować analogię i powiedzieć, że jeśli AFL do powstania Kongresu Organizacji Przemysłowych (CIO) wykonywała jeszcze do pewnego stopnia postępową pracę, to teraz, kiedy główna treść działalności AFL polega na walce przeciw postępowym (czy mniej reakcyjnym) tendencjom CIO, aparat Greena ostatecznie stał się czynnikiem reakcyjnym. To będzie absolutnie prawda. Ale przez to AFL nie przestaje być centralą związków zawodowych.
Charakter klasowy państwa jest określany przez jego stosunek do form własności środków produkcji. Charakter organizacji robotniczej jako związku zawodowego określany jest przez jej stosunek do podziału dochodu narodowego. Ta okoliczność, że Green i spółka bronią prywatnej własności środków produkcji, charakteryzuje ich jako burżujów. Gdyby ci panowie bronili oprócz tego dochodów burżuazji przez wszelkimi zakusami robotników, to jest prowadzili walkę przeciw pomocy dla bezrobotnych, to mielibyśmy do czynienia z organizacją łamistrajków, a nie związkiem zawodowym. Lecz Green i spółka, żeby nie oderwać się od swojej bazy, zmuszeni są w określonych granicach kierować walką robotników o powiększenie, albo przynajmniej przeciw zmniejszeniu, ich udziału w dochodzie narodowym. Wystarczy ta obiektywna oznaka, żebyśmy we wszystkich ważnych wypadkach mogli przeprowadzić linię rozgraniczającą między organizacją łamistrajków a choćby najbardziej reakcyjnym związkiem zawodowym. Zobowiązani jesteśmy tym samym nie tylko prowadzić robotę w AFL, ale i bronić jej przed łamistrajkami, Ku-Klux-Klanem i innymi.
Funkcja Stalina, jak i funkcja Greena, ma dwoisty charakter. Stalin służy biurokracji i tym samym burżuazji światowej: lecz nie może służyć biurokracji nie ochraniając tego fundamentu społecznego, który biurokracja eksploatuje w swoich interesach. Na tyle Stalin broni znacjonalizowanej własności przed imperializmem i przez zbyt niecierpliwymi i chciwymi warstwami samej biurokracji. Tę obronę jednak urzeczywistnia takimi metodami, które przygotowują ogólną katastrofę społeczeństwa radzieckiego. Właśnie dlatego klikę stalinowską trzeba obalić. Ale obalić ją powinien rewolucyjny proletariat. Powierzać tej roboty imperialistom nie może. Przed imperializmem proletariat broni ZSRR, pomimo Stalina.
Rozwój historyczny nauczył nas, że związki zawodowe bywają najróżniejsze: bojowe, reformistyczne, rewolucyjne, reakcyjne, liberalne i katolickie. Inaczej ma się sprawa z państwem robotniczym. Takie doświadczenie widzimy pierwszy raz. Stąd skłonność do podchodzenia do ZSRR wyłącznie pod kątem widzenia norm programu rewolucyjnego. Lecz państwo robotnicze jest obiektywnym faktem historycznym, który podlega oddziaływaniu różnych sił historycznych i może, jak widzimy, dojść do zupełnej sprzeczności z "tradycyjnymi" normami.
Towarzysze B. i C. zupełnie prawidłowo mówią, że Stalin i spółka swą polityką służą międzynarodowej burżuazji. Ale tę prawidłową myśl trzeba umieścić w określonych warunkach czasu i miejsca. Hitler też służy burżuazji. Jednak między funkcjami Stalina i Hitlera jest różnica. Hitler broni burżuazyjnych form własności. Stalin przystosowuje interesy biurokracji do proletariackich form własności. Ten sam Stalin w Hiszpanii, to jest w reżimie burżuazyjnym, spełnia funkcję Hitlera (pod względem metod politycznych oni w ogóle mało różnią się od siebie). Zestawienie różnych roli społecznych tego samego Stalina w ZSRR i w Hiszpanii jednakowo dobrze ukazuje i to, że biurokracja nie jest samodzielną klasą, lecz orężem klas, i to, że społecznej natury państwa nie może określać cnota lub podłość biurokracji.
Burżuazyjna biurokracja robotniczego państwa
Twierdzenie, że biurokracja państwa robotniczego ma charakter burżuazyjny, ludziom myślącym formalistycznie musi wydać się nie tylko niezrozumiałe, lecz wprost bezsensowne. Jednak chemicznie czystych typów państwa w ogóle nie było i nie ma. Półfeudalna monarchia pruska wypełniała najważniejsze zadania polityczne burżuazji, ale wypełniała je po swojemu, to jest w stylu feudalnym, a nie jakobińskim. W Japonii obserwujemy i dziś jeszcze analogiczny stosunek między burżuazyjnym charakterem państwa a półfeudalnym charakterem kasty rządzącej. Wszystko to nie przeszkadza temu, że dostatecznie dobrze odróżniamy społeczeństwo feudalne od burżuazyjnego. Co prawda można mieć zastrzeżenia, że współpraca sił feudalnych i burżuazyjnych da się urzeczywistnić nieskończenie łatwiej niż współpraca sił burżuazyjnych i proletariackich, bo w pierwszym przypadku chodzi o dwie formy wyzysku klasowego. To absolutnie prawda. Ale państwo robotnicze nie tworzy w jeden dzień nowego społeczeństwa. Marks pisał, że w państwie robotniczym zachowują się jeszcze w pierwszym okresie burżuazyjne normy podziału. (Patrz "Zdradzona rewolucja", rozdział pt. "Socjalizm a państwo". Trzeba dobrze i do końca przemyśleć tę myśl. Samo państwo robotnicze, jako państwo, jest potrzebne właśnie dlatego, że jeszcze pozostają w mocy burżuazyjne normy podziału. To znaczy: nawet najbardziej rewolucyjna biurokracja jest, w pewnym stopniu, organem burżuazyjnym w państwie robotniczym. Rozumie się, decydujące znaczenie mają: stopień tej burżuazyjności i ogólna tendencja rozwoju. Jeśli państwo robotnicze odbiurokratyzowuje się i stopniowo obumiera, to znaczy że rozwój idzie w stronę socjalizmu. Na odwrót, jeśli biurokracja staje się coraz bardziej wyposażona we władzę, można, uprzywilejowana i konserwatywna, to znaczy że w państwie robotniczym tendencje burżuazyjne wzrastają kosztem socjalistycznych, innymi słowy ta sprzeczność wewnętrzna, która w pewnym stopniu jest zawarta w państwie robotniczym od pierwszych dni jego powstania, nie zmniejsza się, jak wymaga "norma", lecz wzrasta. Do tej pory jednak, póki sprzeczność ta nie przeszła z dziedziny podziału w dziedzinę produkcji i nie wysadziła w powietrze znacjonalizowanej własności i planowej gospodarki, państwo pozostaje robotniczym.
Lenin mówił już 15 lat temu: "Nasze państwo jest robotnicze, ale z biurokratycznym zboczeniem". Zboczenie biurokratyczne było w tamtym okresie bezpośrednim dziedzictwem reżimu burżuazyjnego i w tym sensie wydawało się po prostu przeżytkiem. Pod wpływem nie sprzyjających warunków historycznych "przeżytek" biurokratyczny zasiliły jednak nowe źródła pokarmu i stał się on ogromnym czynnikiem historycznym. Właśnie dlatego mówimy teraz o wyrodzeniu się państwa robotniczego. To wyrodzenie się, jak wykazują obecne bachanalia terroru bonapartystowskiego, zbliżyło się do punktu krytycznego. To, co było tylko "biurokratycznym zboczeniem" przygotowuje się teraz do pożarcia państwa robotniczego, tak że nic z niego nie zostanie, i wyodrębnienia się w nową klasę posiadającą na ruinach znacjonalizowanej własności. Taka możliwość nadzwyczaj się przybliżyła. Ale to ciągle jeszcze tylko możliwość, i nie mamy zamiaru przedwcześnie jej uznawać za fakt dokonany.
O dialektykę!
ZSRR, jako państwo robotnicze, nie odpowiada "tradycyjnej" normie. To jeszcze nie znaczy, że to państwo nie jest robotnicze. Ale to nie znaczy także, że norma okazała się błędną. "Norma" jest obliczona na pełne zwycięstwo międzynarodowej rewolucji proletariackiej. ZSRR jest tylko częściowym i zniekształconym wyrazem państwa robotniczego, zacofanego i izolowanego.
"Czysto" normatywne, idealistyczne, ultymatywne myślenie chce stwarzać świat na obraz i podobieństwo swoje i po prostu odwraca się od zjawisk, które mu się nie podobają. Nagimi normami idealistycznymi kierują się sekciarze, to jest ludzie, którym tylko wydaje się, że są rewolucjonistami. Mówią: Nie podobają nam się te związki zawodowe, nie wchodzimy do nich; nie podoba nam się to państwo robotnicze, nie bronimy go. Za każdym razem obiecują, że zaczną historię od początku: Patrzcie, jakie zbudujemy idealne państwo robotnicze, kiedy Pan Bóg da nam do ręki idealną partię i idealne związki zawodowe. A do tej szczęsnej chwili jak najmocniej mogą, wydymają wargi przeciw rzeczywistości. Mocno wydęte wargi są właśnie najwyższym wyrazem sekciarskiej "rewolucyjności".
Czysto "historyczne" myślenie, reformistyczne, mieńszewickie, bierne, konserwatywne, zajmuje się tym, że usprawiedliwia, jak to wyraził Marks, świństwo dzisiejsze za pomocą świństwa wczorajszego. Przedstawiciele tego typu wchodzą do masowych organizacji, żeby się w nich rozpuścić. Godni pogardy "przyjaciele" ZSRR przystosowują się do podłości biurokracji, usprawiedliwiając się warunkami historycznymi.
W przeciwieństwie do obu tych typów myślenie dialektyczne - marksistowskie, bolszewickie - przyjmuje zjawiska w ich obiektywnym rozwoju, i równocześnie znajduje w wewnętrznych sprzecznościach tego rozwoju oparcie dla urzeczywistnienia swoich "norm". Rozumie się, że nie można zapominać przy tym, iż normy programowe tylko w takim razie mogą liczyć na urzeczywistnienie, jeśli są uogólnionym wyrażeniem postępowych tendencji najbardziej obiektywnego procesu.
Programowa definicja związku zawodowego brzmiałaby mniej więcej tak: "Organizacja robotników jednego zawodu, mająca na celu: 1) walkę przeciw kapitałowi o poprawę sytuacji ludzi pracy; 2) udział w walce rewolucyjnej o obalenie burżuazji; 3) udział w organizacji gospodarki na podstawach socjalistycznych". Jeśli to "normatywne" określenie zestawimy z istniejącą rzeczywistością, to będziemy zmuszeni powiedzieć: Nie istnieje ani jeden związek zawodowy. Ale takie przeciwstawienie normy i faktu, to jest uogólnionego wyrażenia rozwoju i cząstkowego przejawu tegoż rozwoju - takie formalne, ultymatywne, niedialektyczne przeciwstawienie programu i rzeczywistości jest zupełnie nieżyciowe i nie otwiera żadnej drogi ingerencji partii rewolucyjnej. Lecz obecne oportunistyczne związki zawodowe pod wpływem rozkładu kapitalizmu mogą, a pod warunkiem prawidłowej naszej polityki w związkach powinny, zbliżyć się do naszych norm programowych i odegrać postępową rolę historyczną. Rozumie się, że to zakłada całkowitą zmianę kierownictwa. Trzeba, żeby robotnicy Stanów Zjednoczonych, Anglii, Francji potrafili przepędzić Greena, Citrine'a, Jouhaux i spółkę. Trzeba, żeby robotnicy ZSRR potrafili przepędzić Stalina i spółkę. Jeśli proletariat odsunie od władzy radziecka biurokracje w odpowiednim czasie, to po swym zwycięstwie zastanie gotowe, znacjonalizowane środki produkcji i podstawowe elementy gospodarki planowej. To znaczy, ze nie będzie musiał zaczynać od samego poczatku. To olbrzymia zaleta. Lekkomyślnie zaniedbywać taką możliwość mogą tylko radykalne szczygły, przywykłe beztrosko skakać z gałązki na gałązkę. Rewolucja socjalistyczna - to zbyt wielkie i trudne zadanie, żeby można było lekkomyślnie machnąć ręką na jej nieocenione materialne osiągnięcia i zaczynać wszystko od początku.
Bardzo dobrze, że tow. tow. B. i C., w odróżnieniu od francuskiego towarzysza C.(raipeau - uzup. tłum.) i szeregu innych nie zapominają o czynniku sił wytwórczych i nie odmawiają obrony Związku Radzieckiego. Ale to jednak zupełnie nie wystarcza. A co będzie, jeśli zbrodnicze kierownictwo biurokracji powstrzyma wzrost gospodarki? Czy w takim razie tow. tow. B. i C. biernie pozwolą imperializmowi niszczyć podstawy społeczne ZSRR? Jesteśmy pewni, że nie. Jednak niemarksistowskie określenie przez nich ZSRR jako nierobotniczego i nieburżuazyjnego państwa otwiera drzwi dla wszelkich wniosków. Oto dlaczego określenie to powinno zostać kategorycznie odrzucone.
Klasa panująca i zarazem uciskana
"Jak może nasze sumienie polityczne nie oburzać się - mówią ultralewicowcy - gdy chcą nas zmusić do uwierzenia, że w ZSRR, za reżimu Stalina, klasą "panującą" jest proletariat...?!"W takiej abstrakcyjnej formie to twierdzenie rzeczywiście może "oburzyć". Ale chodzi o to, że kategorie abstrakcyjne, niezbędne w procesie analizy, zupełnie nie nadają się do syntezy, która wymaga najpełniejszej z możliwych konkretności. Proletariat ZSRR jest klasą panującą w zacofanym kraju, którego ludność stanowi tylko 1/12 ludzkości; nad pozostałymi 11/12 panuje imperializm. Panowanie proletariatu, zdeformowane już przez zacofanie i biedę w kraju, deformuje się po dwakroć, po trzykroć przez nacisk imperializmu (dyplomacja, armia, handel zagraniczny, idee i obyczaje).W skali historycznej trwa walka o panowanie nie między proletariatem a biurokracją, lecz między proletariatem a światową burżuazją. Biurokracja jest tylko przekładnią w tej walce. Walka nie jest skończona. Mimo wszelkich wysiłków moskiewskiej kliki, by wykazać swą pewność jako konserwatystów (kontr-rewolucyjna polityka Stalina w Hiszpanii!), imperializm światowy Stalinowi nie dowierza, nie żałuje mu poniżających prztyczków i gotów jest przy pierwszej sprzyjającej okazji obalić go. Hitler - i w tym tkwi jego siła - tylko bardziej konsekwentnie i otwarcie wyraża stosunek światowej burżuazji do radzieckiej biurokracji. Burżuazji, tak faszystowskiej, jak i demokratycznej, nie wystarczą pojedyncze kontr-rewolucyjne czyny Stalina, potrzebna jej skończona kontr-rewolucja względem własności i otwarcie radzieckiego rynku. Dopóki tego nie ma, uważa państwo radzieckie za wrogie sobie. I ma rację.
Reżim wewnętrzny w krajach kolonialnych i pół-kolonialnych ma przeważnie burżuazyjny charakter. Ale nacisk zagranicznego imperializmu na tyle zmienia i zniekształca strukturę polityczną tych krajów, że burżuazja narodowa (nawet w politycznie niepodległych krajach Ameryki Południowej) jedynie częściowo osiąga sytuację klasy panującej. Nacisk imperializmu na kraje zacofane nie zmienia wprawdzie ich zasadniczego charakteru społecznego, bo podmiot i przedmiot nacisku reprezentują tylko różne poziomy rozwoju jednego i tego samego społeczeństwa burżuazyjnego. Mimo to różnice między Anglią a Indiami, Japonią a Chinami, Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem są tak wielkie, że ściśle rozróżniamy burżuazyjne kraje uciskające od burżuazyjnych krajów uciskanych i uważamy za swój obowiązek popierać te drugie przeciw tym pierwszym. Burżuazja krajów kolonialnych i pół-kolonialnych jest klasą na pół panującą, a na pół uciskaną.
Nacisk imperializmu na Związek Radziecki ma za zadanie zmienić samą naturę społeczeństwa radzieckiego. Walka - dziś pokojowa, jutro wojenna - toczy się o formy własności. W charakterze przekładni w tej walce biurokracja to opiera się na proletariacie przeciw imperializmowi, to na imperializmie przeciw proletariatowi, żeby powiększyć zakres swej władzy. Równocześnie bezlitośnie wykorzystuje swą rolę dystrybutora skąpych dóbr bytowych dla zapewnienia sobie dobrobytu i potęgi. Tym samym panowanie proletariatu nabiera charakteru przykrojonego, złamanego, okaleczonego. Można w sposób w pełni uzasadniony powiedzieć, że proletariat, panujący w jednym, zacofanym i izolowanym kraju, ciągle jeszcze pozostaje klasą uciskaną.
Źródłem ucisku jest imperializm światowy; przekładnią ucisku - biurokracja. Jeśli w tych słowach: "klasa panująca i równocześnie uciskana" jest sprzeczność, to wypływa ona nie z błędów myśli, lecz ze sprzeczności w samej sytuacji ZSRR. Właśnie dlatego też odrzucamy teorię socjalizmu w jednym kraju.
Uznanie ZSRR za państwo robotnicze - choć nie typowe, lecz zniekształcone - wcale nie oznacza teoretycznej ani politycznej amnestii w stosunku do biurokracji radzieckiej. Na odwrót, jej reakcyjny charakter w pełni odsłania się w świetle sprzeczności między jej antyproletariacką polityką a wymaganiami państwa robotniczego. Tylko przy takim postawieniu sprawy demaskowanie przez nas zbrodni kliki stalinowskiej nabiera rozmachu. Obrona ZSRR obejmuje nie tylko ofiarną walkę przeciw imperializmowi, ale i przygotowanie do obalenia bonapartystowskiej biurokracji.
Doświadczenie ZSRR wykazuje, jak wielkie są możliwości tkwiące w państwie robotniczym, i jak wielka jest jego siła oporu. Ale to samo doświadczenie wykazuje, jak potężny jest nacisk kapitału i jego biurokratycznej agentury, jak trudno jest proletariatowi wywalczyć pełne wyzwolenie, i jak ważne jest wychowywanie i hartowanie nowej Międzynarodówki w duchu nieprzejednanej walki rewolucyjnej.
L. Trocki.
Coyoacan, 25 listopada 1937 r.