Gdy mówimy o hasłach rewolucyjnego okresu, to nie należytego rozumieć zbyt wąsko. Rady można tworzyć tylko w okresie rewolucyjnym. Lecz kiedy się on zaczyna? Tego nie można dowiedzieć się z kalendarza. Można to tylko wyczuć poprzez działanie. Rady trzeba tworzyć wtedy, gdy je można tworzyć .[12]
Hasło kontroli robotniczej nad produkcją odnosi się - w ogóle i w pełni - do tego samego okresu, co tworzenie Rad. Ale i tego nie trzeba rozumieć mechanicznie. Szczególne warunki mogą przyciągnąć masy do kontroli nad produkcją znacznie wcześniej, niż okażą się one gotowe przystąpić do tworzenia Rad.
Brandler i jego lewy cień - Urbahns - rzucili hasło kontroli nad produkcją niezależnie od sytuacji politycznej. Nic z tego nie wyszło, prócz dyskredytacji samego hasła. Nie byłoby jednak właściwie rezygnować z tego hasła obecnie, w warunkach nadciągającego kryzysu politycznego, tylko dlatego, że nie widać jeszcze otwartego masowego natarcia. Samo natarcie potrzebuje haseł określających perspektywę ruchu. Okres propagandy nieuchronnie winien poprzedzać przenikanie hasła do mas.
Kampania o kontrolę robotniczą rozpocząć się może, w zależności od okoliczności, nie z punktu widzenia produkcji a konsumpcji. Obiecanej przez rząd Brüninga - wraz z obniżką zarobków - obniżki cen towarów nie zrealizowano. Problem ten nie może nie interesować najbardziej zacofanych warstw proletariatu, dziś jeszcze dalekich od myśli o zdobyciu władzy. Kontrola robotnicza nad nadwyżkami produkcji i nad zyskiem handlowym jest jedyną realną formą walki o obniżkę cen. W warunkach ogólnego niezadowolenia, robotnicze komisje z udziałem robotnic-gospodyń dla kontroli nad tym, dlaczego rosną ceny na margarynę, mogą się stać bardzo skutecznym początkiem kontroli robotniczej nad produkcją. Rzecz zrozumiała, jest to tylko jedna z możliwych dróg podejścia, wzięta dla przykładu. Nie będzie tu jeszcze chodziło o kierowanie przemysłem - na to robotnica od razu nie pójdzie, jest jeszcze od tej myśli daleka. Lecz od kontroli spożycia łatwiej jej będzie przejść do kontroli produkcji a od niej - do bezpośredniego zarządzania, w zależności od ogólnego rozwoju rewolucji.
Kontrola nad produkcją w dzisiejszych Niemczech, w warunkach obecnego kryzysu, oznacza kontrolę nie tylko nad czynnymi ale i nad na poły czynnymi i zamkniętymi przedsiębiorstwami. To zakłada przyciągnięcie do kontroli tych robotników, którzy pracowali w danych przedsiębiorstwach przed zwolnieniem. Przy czym winno się stać zadaniem - uruchomienie stojących zakładów pod kierownictwem komitetów zakładowych, w oparciu o plan gospodarczy. To prowadzi wprost do problemu państwowego zarządzania przemysłem, tj. do wywłaszczenia kapitalistów przez robotnicze państwo. Kontrola robotnicza nie jest więc w ten sposób długotrwałym, "normalnym" stanem, w rodzaju umów zbiorowych, ubezpieczenia społecznego. Kontrola jest środkiem przejściowym, w warunkach najwyższego napięcia walki klasowej i jest do pomyślenia jedynie jako pomost do rewolucyjnej nacjonalizacji przemysłu.
Brandlerowcy oskarżają Lewą Opozycję o to, że przechwyciła ich hasło kontroli nad produkcją po tym, jak w ciągu kilku lat pastwiła się nad tym hasłem. Oskarżenie brzmi dość zaskakująco! Hasło kontroli nad produkcją było po raz pierwszy wysunięte w szerokiej skali przez partię bolszewików w 1917 roku. W Piotrogrodzie kierownictwo całej kampanii w tej sprawie, jak i w innych, znajdowało się w rękach Rady. Jako osoba, która z bliska przyglądała się tej działalności i brała w niej udział, zaświadczam: "nie musieliśmy prosić o inicjatywę Thalheimera-Brandlera, czy też korzystać z ich teoretycznych wskazówek. Oskarżenie o plagiat sformułowane jest dość nieostrożnie.
Nie w tym jednak bieda. Znacznie gorzej wygląda sprawa z drugą częścią oskarżenia - do tej pory "trockiści" sprzeciwiali się kampanii prowadzonej pod hasłem kontroli nad produkcją a teraz występują o to hasło. Brandlerowcy widzą w tym naszą niekonsekwencję! W gruncie rzeczy ujawniają tu całkowite niezrozumienie rewolucyjnej dialektyki, zawartej w haśle kontroli robotniczej, sprowadzając je do mechanicznej recepty na "mobilizację mas". Sami siebie osądzają, gdy powołują się na to, że już od kilku lat powtarzają hasło, które przydatne jest dopiero dla okresu rewolucyjnego. Dzięcioł, który latami dziobał korę dębu, też zapewne w głębi duszy uważa, że drwal, który zrąbał drzewo ciosami siekiery, dokonał w stosunku do niego, dzięcioła, przestępczego plagiatu.
Dla nas hasło kontroli wiąże się więc z okresem dwuwładzy w przemyśle, odpowiadającym przechodzeniu od systemu burżuazyjnego do proletariackiego. Nie - sprzeciwia się Thalheimer - dwuwładza winna by była oznaczać "równoprawność (!) z przedsiębiorcami", robotnicy zaś walczą o całkowicie swoje kierownictwo w przedsiębiorstwach. Oni, brandlerowcy, nie pozwolą "kastrować" - tak to nazwano! - rewolucyjnego hasła. Dla nich "kontrola nad produkcją oznacza kierowanie produkcją przez robotników" (17 stycznia). Ale po cóż kierowanie nazywać kontrolą? W ogólnoludzkim rozumieniu pod pojęciem kontroli rozumie się obserwację i sprawdzanie pracy jednej instytucji przez drugą. Kontrola może być bardzo aktywna, władcza i wszechogarniająca. Lecz pozostaje ona kontrolą. Sama idea tego hasła wyrosła z systemu przejściowego w przedsiębiorstwach, gdy kapitalista i jego administracja nie mogą już zrobić kroku bez zgody robotników; lecz, z drugiej strony, robotnicy jeszcze nie stworzyli politycznych przesłanek nacjonalizacji, nie opanowali techniki zarządzania, nie stworzyli niezbędnych do tego organów. Nie zapominajmy, że chodzi nie tylko o zarządzanie wydziałami, ale i o zbyt produkcji, o zaopatrzenie zakładu w surowce, materiały, nowe wyposażenie, o operacje kredytowe itp.
Stosunek sił w fabryce określany jest potęgą ogólnego nacisku proletariatu na społeczeństwo burżuazyjne. Ogólnie mówiąc, kontrola jest do pomyślenia jedynie przy niewątpliwej przewadze sił politycznych proletariatu nad siłami kapitału. Lecz błędem jest sądzić, jakoby w rewolucji wszystkie problemy rozwiązywane były siłą - opanować fabryki można przy pomocy Czerwonej Gwardii; dla zarządzania nimi potrzebne są nowe prawne i administracyjne przesłanki; prócz tego - wiedza, nawyki, organy. Potrzebny jest pewien okres szkolenia. Proletariat zainteresowany jest w tym, by na ten okres pozostawić zarządzanie w rękach doświadczonej administracji, lecz zmusić ją do otworzenia wszystkich ksiąg i ustanowić nad wszystkimi jej kontaktami i poczynaniami czujny nadzór.
Robotnicza kontrola zaczyna się od pojedynczego przedsiębiorstwa. Organem kontroli jest komitet zakładowy. Zakładowe organy kontroli nawiązują ze sobą kontakt, zgodnie z gospodarczymi powiązaniami przedsiębiorstw między sobą. Na tym etapie ogólnego planu gospodarczego jeszcze nie ma. Praktyka robotniczej kontroli tylko przygotowuje elementy tego planu.
I odwrotnie - robotnicze zarządzanie przemysłem już w znacznie większym stopniu, nawet przy pierwszych krokach, idzie z góry, bowiem jest nieodłączne od władzy i od ogólnego planu gospodarczego. Organami zarządzania są już nie zakładowe komitety a scentralizowane Rady. Rola komitetów zakładowych pozostaje, rzecz jasna, znacząca. Lecz w sferze zarządzania przemysłem pełnią już nie kierowniczą, a wspomagającą rolę.
W Rosji, gdzie w ślad za burżuazją także inteligencja techniczna była przekonana, że eksperyment bolszewików potrwa zaledwie kilka tygodni i dlatego szła na wszelkiego rodzaju sabotaże, odmawiając jakich by to nie było porozumień, etap kontroli robotniczej nie rozwinął się. A wojna domowa dobijała gospodarkę, zmieniając robotników w żołnierzy. Doświadczenie Rosji daje dlatego stosunkowo mało w kwestii kontroli robotniczej, jako szczególnego planu przemysłowego. Lecz tym cenniejsze jest to doświadczenie z drugiej strony - pokazuje ono, że nawet w zacofanym kraju, przy masowym sabotażu nie tylko posiadaczy ale i personelu administracyjno-technicznego - niedoświadczony proletariat, otoczony pierścieniem wrogów, potrafił jednak zorganizować zarządzanie przemysłem. Czegóż nie zdoła dokonać niemiecka klasa robotnicza!
Proletariat, jak powiedziano, zainteresowany jest w tym, by przejście od prywatno-kapitalistycznej do państwowo-kapitalistycznej i socjalistycznej produkcji dokonało się z najmniejszymi ekonomicznymi wstrząsami, przy najmniejszych stratach majątku narodowego. Oto dlaczego, zbliżając się do władzy i nawet po jej zdobyciu, proletariat przejawi pełną gotowość do stworzenia systemu kontroli robotniczej w zakładach, fabrykach, bankach.
Czy w czasie rewolucji w Niemczech w przemyśle powstaną stosunki inne niż w Rosji? Odpowiedź na to pytanie, tym bardziej z pozycji postronnego, nie jest łatwa. Realny bieg walki klasowej może nie pozostawić miejsca dla robotniczej kontroli, jako oddzielnego etapu. Przy skrajnym natężeniu rozwoju walki, przy wzroście naporu robotników z jednej strony i sabotażu ze strony przedsiębiorców i administracji - z drugiej, na porozumienia, choćby i krótkotrwałe, może nie pozostać miejsca. Klasie robotniczej przyjdzie w tym przypadku wraz z władzą od razu brać całkowite zarządzanie przedsiębiorstwami. Obecny na poły sparaliżowany stan przemysłu i istnienie ogromnej armii bezrobotnych czynią taką "skróconą" drogę dość prawdopodobną.
Jednak, z drugiej strony, obecność w klasie robotniczej silnych organizacji, wychowanie niemieckich robotników w duchu systematycznych działań a nie improwizacji, powolność w rewolucyjnym rozkręcaniu się mas - to uwarunkowania, które mogą przeważyć szalę na korzyść pierwszej drogi. Dlatego byłoby niedopuszczalne z góry rezygnować z hasła kontroli nad produkcją.
W każdym razie jest oczywiste, że dla Niemiec bardziej jeszcze niż dla Rosji ma sens hasło kontroli robotniczej, odmienne od robotniczego zarządzania. Jak wiele innych haseł przejściowych, zachowuje ono ogromne znaczenie niezależnie od tego, w jakim stopniu okaże się w praktyce realne i czy będzie w ogóle zrealizowane,
Gotowością stworzenia przejściowych form kontroli robotniczej, awangarda proletariacka zdobywa sobie bardziej konserwatywne warstwy proletariatu, neutralizuje pewne grupy drobnomieszczaństwa, zwłaszcza technicznych, administracyjnych i bankowych urzędników. Jeśli kapitaliści i cała górna warstwa administracji przejawi całkowite nieprzejednanie, uciekając się do metod sabotażu gospodarczego - odpowiedzialność za wypływające stąd surowe kroki legnie w oczach narodu nie na robotnikach a na wrogich klasach. Taki jest dodatkowy sens polityczny hasła kontroli robotniczej, obok wskazanego wyżej sensu gospodarczego i administracyjnego.
W każdym razie jest to skrajnym politycznym cynizmem, że ludzie podnoszący hasło kontroli w sytuacji nierewolucyjnej i nadając mu tym charakter czysto reformistyczny, oskarżają nas o centrystowską połowiczność dlatego, że nie zgadzamy się utożsamiać kontroli z zarządzaniem.
Robotnicy, którzy dojdą do problemów zarządzania przemysłem, nie zechcą i nie będą mogli upajać się słowami. Przywykli w fabrykach mieć do czynienia z materiałem mniej podatnym niż frazes, znacznie lepiej, niż biurokraci, zrozumieją nas - prawdziwa rewolucyjność polega nie na tym, by stosować przemoc wszędzie i zawsze, a jeszcze mniej na tym, by zachłystywać się słowami przemocy. Gdzie przemoc jest niezbędna, tam trzeba ją stosować śmiało, zdecydowanie i do końca. Ale trzeba znać granice przemocy, trzeba wiedzieć, gdzie przemoc winna łączyć się z manewrem, cios - z porozumieniem. W dni leninowskich rocznic stalinowska biurokracja powtarza wyuczone frazesy o "rewolucyjnym realizmie", by tym swobodniej w pozostałe 364 dni pastwić się nad nim.
Sprostytuowani teoretycy reformizmu próbują w dekretach wyjątkowych przeciwko robotnikom odkryć jutrzenkę socjalizmu. Od "wojennego socjalizmu" Hohenzollerna do policyjnego socjalizmu Bruninga!
Lewicowi ideolodzy burżuazyjni marzą o planowej gospodarce kapitalistycznej. Lecz kapitalizm zdążył już pokazać, że w systemie planowym zdolny jest tylko wyniszczać siły wytwórcze w interesie wojny. Poza wszystkim - jakże to regulować zależność Niemiec od rynku światowego z ich ogromnymi cyframi wwozu i wywozu?
Ze swej strony, proponujemy zacząć od odcinka stosunków radziecko-niemieckich, tj. od opracowania szerokiego planu współpracy gospodarki radzieckiej i niemieckiej w powiązaniu z drugą pięciolatką i jako jej uzupełnienie. Dziesiątki i setki największych zakładów mogłyby zostać uruchomione na pełne obroty. Bezrobocie w Niemczech mogłoby być w pełni zlikwidowane - wątpliwe, czy potrzeba by było do tego więcej, niż dwóch-trzech lat - w oparciu o plan gospodarczy obejmujący wszechstronnie tylko te dwa kraje.
Zarządzający kapitalistycznym przemysłem Niemiec, rzecz zrozumiała, nie mogą zbudować takiego planu, oznacza on bowiem ich społeczną autolikwidację. Lecz rząd radziecki, przy współdziałaniu niemieckich organizacji robotniczych, przede wszystkim związków zawodowych i postępowych przedstawicieli niemieckiej techniki, może i powinien opracować w pełni realny plan, zdolny otworzyć doprawdy olbrzymie perspektywy. Jakże żałosne okażą się wszystkie te "problemy" reparacji i dodatkowych pfenigów cła w porównaniu do tych możliwości, które stworzy sprzężenie surowcowych, technicznych i organizatorskich rezerw gospodarki radzieckiej i niemieckiej.
Niemieccy komuniści propagują szeroko sukcesy radzieckiego budownictwa. Jest to praca niezbędna. Idą przy tym na słodkawe koloryzowanie. To - całkiem zbędne. Ale najgorsze jest to, że nie umieją oni powiązać i sukcesów, i trudności gospodarki radzieckiej z bezpośrednimi interesami niemieckiego proletariatu, z bezrobociem, obniżeniem zarobków i z ogólną ślepozaułkową sytuacją gospodarczą Niemiec. Nie umieją i nie chcą postawić kwestii radziecko-niemieckiej współpracy na ściśle-rzeczowej i zarazem głęboko-rewolucyjnej płaszczyźnie.
Przy pierwszych postępach kryzysu - już oto od dwóch lat postawiliśmy ten problem w druku. Stalinowcy natomiast ogłosili, że wierzymy w pokojowe współistnienie socjalizmu i kapitalizmu, że chcemy ratować kapitalizm itp. Nie przewidzieli i nie zrozumieli tylko jednego - jakim potężnym czynnikiem socjalistycznej rewolucji może się stać konkretny plan współpracy, jeśli uczynić go przedmiotem dyskusji w związkach zawodowych, na zakładowych zebraniach, wśród robotników nie tylko czynnych ale i zamkniętych przedsiębiorstw, jeśli powiązać go z hasłem robotniczej kontroli nad produkcją a potem z hasłem zdobycia władzy. Albowiem zrealizować rzeczywistą planową międzynarodową współpracę można tylko przy monopolu handlu zagranicznego w Niemczech, przy nacjonalizacji środków produkcji, innymi słowy - przy dyktaturze proletariatu, Tą drogą można by nowe miliony robotników-bezpartyjnych, socjaldemokratycznych, katolickich doprowadzić do walki o władzę.
Tarnowy straszą niemieckich robotników tym, że rozstrój przemysłu, powstały na skutek rewolucji, spowodowałby straszny chaos, głód itp. Nie zapominajmy - ci sami ludzie popierali imperialistyczną wojnę, która proletariatowi nie mogła przynieść niczego, prócz męczarni, nieszczęść, poniżeń. Zwalać na barki proletariatu cierpienia wojny - tak; ofiary rewolucji pod sztandarem socjalizmu? - nie, nigdy!
Rozmowy o tym, że "nasi niemieccy robotnicy" nie zgodzą się ponosić "takich ofiar" zawierają zarazem pochlebstwo pod adresem niemieckich robotników i oszczerstwo na nich. Niemieccy robotnicy są na nieszczęście zbyt cierpliwi. Socjalistyczna rewolucja nie będzie wymagała od niemieckiego proletariatu nawet setnej części tych ofiar, jakie pochłonęła wojna Hohenzollerna-Leiparta-Welsa.
O jakim chaosie mówią Tarnowy? Połowa niemieckiego proletariatu została wyrzucona na ulicę. Nawet przy zelżeniu kryzysu za rok-dwa, po pięciu latach znów by powrócił w jeszcze straszniejszych formach - nie mówiąc już o tym, że przedśmiertne konwulsje kapitalizmu nie mogą nie doprowadzić do nowej wojny. Jakim chaosem straszą Hilferdingi? Gdyby socjalistyczna rewolucja wychodziła z pełnokrwistego kapitalistycznego przemysłu - co, ogólnie biorąc, jest niemożliwe - to w pierwszych miesiącach i latach zmiana systemów gospodarczych, przy naruszeniu dawnych proporcji i niestabilności nowych, mogła by rzeczywiście doprowadzić do przejściowego spadku gospodarki. Ale przecież socjalizmowi w obecnych Niemczech przyszło by zaczynać od gospodarki, której siły wytwórcze pracują tylko połowicznie. Tak więc ekonomiczne regulowanie miało by od samego początku 50% rezerw. Jest to w nadmiarze wystarczające, by pokryć wahania pierwszych kroków, złagodzić ostre wstrząsy nowego systemu i zabezpieczyć go przed przejściowym upadkiem sił wytwórczych. Mówiąc umownie językiem cyfr - jeśli ze stuprocentowej gospodarki kapitalistycznej socjalistyczna rewolucja początkowo byłaby zmuszona być może zejść do 75% a nawet do 50%, to od 50-procentowej gospodarki kapitalistycznej rewolucja proletariatu może podnieść się do 75% i 100%, by potem rozpocząć nieporównywalny z żadną przeszłością wzrost.
[12] Przypomnijmy, że w Chinach stalinowcy przeciwdziałali tworzeniu Rad w okresie rewolucyjnego wzrostu a gdy postanowili urządzić na fali upadku powstanie w Kantonie, to wezwali masy do utworzenia Rady ostatniego dnia powstania!