Z wyjątkiem kilku nielicznych rozdziałów każdy ważniejszy ustęp kronik rewolucyjnych od 1848 do 1849 r. nosi tytuł: Porażka rewolucji. Nie rewolucja jednak ginęła w tych porażkach: ginęły w nich przeżytki tradycyj przedrewolucyjnych będące wynikiem warunków społecznych, które nie rozwinęły się jeszcze w ostre przeciwieństwa klasowe; ginęły w nich osoby, złudzenia, wyobrażenia, projekty, od których partia rewolucyjna nie była wolna przed rewolucją lutową, od których uwolnić ją mogło nie zwycięstwo lutowe, lecz jedynie cały szereg porażek.
Jednym słowem, postęp rewolucyjny torował sobie drogę nie przez swe bezpośrednie tragikomiczne zdobycze, lecz przeciwnie, przez stworzenie zwartej, potężnej kontrrewolucji, przez stworzenie przeciwnika, w walce z którym stronnictwo przewrotu wyrosło dopiero w rzeczywistą partię rewolucyjną.
Postaramy się to wykazać poniżej.
Po rewolucji lipcowej liberalny bankier Laffitte odprowadzając z triumfem swego kompana[14], księcia Orleańskiego, do Hotel de Ville(ratusza paryskiego) rzucił następujące słowa: "Odtąd będą panowali bankierzy". Laffitte zdradził tajemnicę rewolucji.
Za Ludwika Filipa panowała nie burżuazja francuska, lecz tylko jeden jej odłam: bankierzy, królowie giełdowi, królowie kolejowi, właściciele kopalń węgla i rudy żelaznej, właściciele lasów oraz część sprzymierzonej z nimi wielkiej własności ziemskiej - słowem, tzw. arystokracja finansowa. Ona to zasiadała na tronie, ona dyktowała prawa w Izbie, ona rozdawała posady rządowe począwszy od ministerstwa a kończąc na trafice.
Właściwa burżuazja przemysłowa stanowiła część oficjalnej opozycji, tj. była reprezentowana w Izbach tylko jako mniejszość. Opozycja jej występowała tym bardziej stanowczo, im wyraźniej rozwijało się samowładztwo arystokracji finansowej i im bardziej sama burżuazja przemysłowa, po krwawo stłumionych buntach 1832, 1834 i 1839 r. pewna była trwałego panowania nad klasą robotniczą. G r a n d i n, fabrykant z Rouen, występujący w Konstytuancie a później w Zgromadzeniu Prawodawczym jako najbardziej fanatyczny reprezentant reakcji burżuazyjnej, w Izbie poselskiej był najzagorzalszym przeciwnikiem Guizota. Leon Faucher, znany później ze swych bezsilnych prób stania się Guizotem francuskiej kontrrewolucji, prowadził w ostatnich latach panowania Ludwika Filipa wojnę papierową w obronie przemysłu przeciw spekulacji i będącemu na jej usługach rządowi. Bastiat w imieniu Bordeaux i wszystkich produkujących wino okręgów Francji agitował przeciw istniejącemu systemowi.
Drobna burżuazja we wszystkich swych odmianach, zarówno jak ł chłopstwo, była zupełnie odsunięta od władzy politycznej. Poza tym w szeregach urzędowej opozycji lub zupełnie poza "pays legal" ifj. poza kręgiem osób, korzystających z praw wyborczych! znajdowali się ideologiczni przedstawiciele i rzecznicy wymienionych klas, ich uczeni, adwokaci, lekarze itp., krótko mówiąc, "1 u m i n a r z e".
Poważne trudności finansowe od samego początku uzależniały monarchię lipcową od wielkiej burżuazjt, ta zaś zależność od wielkiej burżuazji stawała się z kolei niewyczerpanym źródłem rosnącego kryzysu finansowego. Nie można było przystosować administracji państwowej do interesów produkcji narodowej bez przywrócenia równowag budżetu, równowagi pomiędzy dochodami a wydatkami państwowymi. A jak przywrócić tę równowagę bez ograniczenia wydatków państwa, tj. bez naruszenia Interesów głównych podpór panującego systemu?
Jak to zrobić bez reorganizacji systemu podatkowego, tj. bez przerzucenia znacznej części ciężarów podatkowych na barki tejże wielkiej burżuazji? Zadłużenie państwa leżało raczej w bezpośrednim interesie tego odłamu burżuazji, który panował i wydawał prawa za pośrednictwem Izb. Deficyt państwowy był właśnie głównym przedmiotem jego spekulacji i podstawowym źródłem jego wzbogacenia się. Co roku - nowy deficyt. Co 4-5 lat nowa pożyczka. I każda nowa pożyczka dawała arystokracji finansowej nową sposobność ograbiania państwa, sztucznie utrzymywanego nad skrajem bankructwa - państwo musiało zawierać umowy z bankierami na najbardziej niekorzystnych dla siebie warunkach. Każda nowa pożyczka nastręczała dalszą sposobność ograbienia publiczności inwestującej swe kapitały w rencie państwowej; dokonywano tego przy pomocy operacji giełdowych, w które był wtajemniczony rząd i większość parlamentarna. W ogóle chwiejny stan kredytu państwowego i znajomość tajemnic państwa umożliwiała bankierom oraz ich wspólnikom w Izbach i na tronie wywoływanie nagłych i nadzwyczajnych wahań w kursach papierów państwowych. Stałym rezultatem tych wahań kursowych musiała być ruina mnóstwa drobniejszych kapitalistów i bajecznie szybkie bogacenie się wielkich graczy.
Jeżeli deficyt państwowy leżał w bezpośrednim interesie panującego odłamu burżuazji, to jest rzeczą jasną, dlaczego nadzwyczajne wydatki państwowe w ostatnich latach panowania Ludwika Filipa przeszło dwukrotnie przewyższały wydatki nadzwyczajne za czasów Napoleona. Wydatki te sięgały teraz rocznie prawie 400 milionów franków, gdy tymczasem całkowity wywóz roczny z Francji rzadko na ogół dochodził do wysokości 750 milionów franków. Ogromne sumy przechodzące w ten sposób przez ręce państwa dawały nadto sposobność do złodziejskich kontraktów na dostawy, do przekupstw, defraudacji i oszustw wszelkiego rodzaju. Okradanie państwa odbywające się hurtownie przy pożyczkach powtarzało się detalicznie przy robotach państwowych. Stosunek pomiędzy Izbą a rządem znajdował swe wielokrotne odbicie w stosunkach pomiędzy poszczególnymi urzędami a poszczególnymi przedsiębiorcami. Podobnie jak ze wszystkich wydatków państwowych oraz z pożyczek, tak też z budowy nowych kolei klasa panująca ciągnęła zyski. Izby zwalały główne ciężary na państwo, a spekulującej arystokracji finansowej zapewniały złote runo. Dość przypomnieć sobie skandale, które działy się w Izbie poselskiej, gdy przypadkiem wyszło na jaw, że wszyscy członkowie większości wraz z częścią ministrów byli akcjonariuszami przedsiębiorstw budowy tych samych linii kolejowych, które później jako prawodawcy kazali budować na koszt państwa. I odwrotnie, najdrobniejsza reforma finansowa rozbijała się o wpływy bankierów. Tak było np. z reformą poczty. Rotszyld zaprotestował. Czy państwo miało prawo uszczuplić źródła dochodów, Z których płacono procenty od jego wciąż rosnących długów?
Monarchia lipcowa była tylko towarzystwem akcyjnym do eksploatacji francuskiego bogactwa narodowego. Dywidendy tej spółki szły do podziału pomiędzy ministrów Izby, 240.000 wyborców i ich klikę. Dyrektorem spółki był Ludwik Filip, Robert Macaire[15] na tronie. System ów stale zagrażał i szkodził handlowi, przemysłowi, rolnictwu i interesom burżuazji przemysłowej, która w dni lipcowe wypisała na swym sztandarze- "gouyernement a bon marche!"("tani rząd").
Ponieważ arystokracja finansowa ustanawiała prawa, kierowała administracją państwową, rozporządzała wszystkimi organami władzy publicznej, panowała siłą faktów i za pomocą prasy nad opinią publiczną - więc we wszystkich sferach od dworu aż do Cafe Borgue powtarzała się ta sama prostytucja, to samo bezwstydne oszustwo, ta 'sama żądza wzbogacenia się nie przez produkcję, lecz przez zręczne przywłaszczanie sobie już istniejących cudzych bogactw; szczególnie na samych szczytach burżuazyjnego społeczeństwa występowały w sposób co chwila kolidujący nawet z burżuazyjnym prawem, niezdrowe i rozpustne chucie, w których wyrosłe ze spekulacji bogactwo z natury rzeczy szuka zadowolenia, w których rozkosz staje się crapuleux [wyuzdana], a złoto miesza się z błotem i krwią. Arystokracja finansowa, zarówno w swym sposobie wzbogacania się jak i w swych rozrywkach nie jest niczym innym, jak odrodzeniem lumpenproletariatu na szczytach burżuazyjnego społeczeństwa.
Nie biorące udziału w rządach odłamy burżuazji francuskiej wo-Jały: "Korupcja"I Lud wołał: "A bas les grand s voleursl a bas les assassins!" ["Precz ze złodziejami! Precz z mordercami!"] - gdy w roku 1847 na najświetniejszej widowni burżuazyjnego społeczeństwa odgrywały się publicznie te same sceny, które zazwyczaj prowadzą lumpenproletarłat do domów rozpusty, do przytułków i szpitali dla obłąkanych, przed sądy, na galery i na szafoty. Burżuazja przemysłowa widziała niebezpieczeństwo dla swych interesów, drobna burżuazja była moralnie zgorszona, wyobraźnia ludu była wzburzona. Paryż załamy był pamfletami, które mniej lub więcej dowcipnie wykazywały i piętnowały panowanie arystokracji finansowej.
Rien pour la g l o i r e! Nic dla sławy!! Sława nic nie przynosił La paix partout et toujoursl [Pokój za wszelką cenę. Wojna obniża kurs papierów trzy i czteroprocentowych - oto co wypisała na swym sztandarze Francja lichwiarzy i giełdziarzy. Jej polityka zewnętrzna sprowadzała się dlatego do całego szeregu zniewag obrażających poczucie narodowe Francuzów. Szczególnie żywo reagowała opinia francuska na wcielenie do Austrii Krakowa, które zakończyło dzieło rozgrabienia Polski, oraz na czynne wystąpienie Guizota po stronie świętego przymierza w szwajcarskiej wojnie Sonderbundu. Zwycięstwo szwajcarskich liberałów w tej operetkowej wojnie wzmocniło wiarę we własne siły burżuazyjnej opozycji we Francji, a krwawe powstanie ludu w Palermo podziałało jak uderzenie prądu elektrycznego na sparaliżowaną masę ludową i wzbudziło w niej wielkie wspomnienia i namiętności rewolucyjne[16].
Dwa wydarzenia ekonomiczne o światowym znaczeniu sprawiły, że wreszcie wybuch ogólnego niezadowolenia został przyśpieszony, a oburzenie przerosło w powstanie.
Zaraza na kartofle i nieurodzaj w latach 1845 i 1846 spotęgowały ogólne
wrzenie wśród ludu. Drożyzna 1847 r. wywołała krwawe starcia we Francji,
podobnie jak na całym kontynencie. Obok bezwstydnych orgii arystokracji
finansowej - walka ludu o najniezbędniejsze środki do życia! W Buzanęais
stracono uczestników buntów głodowych, B w Paryżu rodzina królewska wydarła
z rąk sądu przesyconych nadmiarem bogactw escrocs [oszustów]. Drugim wielkim
wydarzeniem ekonomicznym, które przyśpieszyło wybuch rewolucji, był ogólny
kryzys handlowy i przemysłowy w Anglii. Zwiastowany już jesienią 1845 r.
przez masowy krach spekulantów operujących akcjami kolejowymi, wstrzymywany w
ciągu 1846 r. przez cały szereg przypadkowych zjawisk, jak np. zapowiadane
zniesienie ceł zbożowych - wybuchł wreszcie jesienią 1847 r. w formie
bankructw wielkich londyńskich kupców towarów kolonialnych, po których niezwłocznie
nastąpiły krachy banków rolnych i zamykanie fabryk w angielskich okręgach
przemysłowych. Nie zdążyły jeszcze w pełni ujawnić się na kontynencie
wszystkie następstwa tego kryzysu, gdy wybuchła rewolucja lutowa.
Epidemia ekonomiczna, która wyniszczyła handel i przemysł, uczyniła jeszcze
nieznośniejszym samowładztwo arystokracji finansowej, W całej Francji
opozycyjna burżuazja urządzała bankiety a g i t a c y j n e na rzecz reformy
wyborczej, która miała jej zapewnić większość w Izbach i obalić ministerium
giełdy. W Paryżu kryzys przemysłowy pociągnął za sobą jeszcze i ten
szczególny skutek, że cała masa fabrykantów i hurtowników, którzy w danych
warunkach nie mogli już robić interesów na rynku zewnętrznym, przerzuciła
się na rynek wewnętrzny. Zakładali oni wielkie firmy, których konkurencja
masowo doprowadzała do ruiny drobnych kupców towarów korzennych i
sklepikarzy. Stąd mnóstwo bankructw wśród tej części burżuazji paryskiej,
stąd jej rewolucyjne wystąpienie w lutym. Wiadomo, jak .niedwuznacznym
wyzwaniem odpowiedział Guizot i Izby na projekty reform, jak Ludwik Filip zbyt
późno zdecydował się na utworzenie rządu Barrota, jak doszło do bezpośredniego
starcia pomiędzy ludem a wojskiem, jak bierne zachowanie się Gwardii Narodowej
rozbroiło wojsko, jak monarchia lipcowa musiała ustąpić miejsca rządowi
tymczasowemu.
Rząd tymczasowy, zrodzony na barykadach lutowych z natury rzeczy odzwierciedlał w swym składzie rozmaite partie, które podzieliły się pomiędzy sobą zwycięstwem. Rząd ten mógł być tylko kompromisem różnych klas, które wspólnie obaliły tron lipcowy, ale których interesy były sobie wrogie i przeciwstawne. Przeważającą większość rządu stanowili przedstawiciele burżuazji. Republikańskie drobnomieszczaństwo reprezentował Ledru-Rollin i Flocon, republikańską burżuazję - ludzie z grupy "National"[17], dynastyczną opozycją - Gremieux, Dupont de 1'Eure i inni. Klasa robotnicza posiadała tylko dwóch reprezentantów: Louis Blanca.i Alberta. Lamartine wreszcie w rządzie tymczasowym nie przedstawiał właściwie żadnych rzeczywistych interesów, żadnej określonej klasy - był on uosobieniem samej rewolucja lutowej, ogólnego powstania, z jego złudzeniami, poezją, urojoną treścią i frazesami. Zresztą ten wyraziciel rewolucji lutowej zarówno ze swego stanowiska społecznego jak i ze swych poglądów należał do burżuazji.
Jeżeli wskutek centralizacji politycznej Paryż panuje nad Francją, to w chwilach wstrząsów rewolucyjnych robotnicy panują nad Paryżem. Pierwszym przejawem życia rządu tymczasowego była próba wyłamania się spod tego przemożnego wpływu przez odwołanie się od upojonego zwycięstwem Paryża do trzeźwej Francji. Lamartine zaprzeczał bojownikom barykad prawa ogłoszenia republiki twierdząc, że może to zrobić tylko większość Francuzów) trzeba więc oczekiwać wyników ich głosowania, a proletariat paryski nie powinien plamić swego zwycięstwa uzurpacją. Burżuazja pozwala proletariatowi tylko na jedną uzurpację - na uzurpację walki.
W południe dnia 25 lutego nie ogłoszono jeszcze republiki, ale za to
podzielono już wszystkie teki ministerialne pomiędzy burżuazyjne żywioły rządu
tymczasowego oraz pomiędzy generałów, bankierów i adwokatów z
"National". Lecz robotnicy byli zdecydowani nie dopuścić tym razem
do podobnego oszustwa jak w lipcu 1830. Gotowi byli na nowo podjąć walkę i
wymusić republikę siłą oręża. R a s p a i l udał się z tym oświadczeniem
do Hotel de Yille. W imieniu paryskiego proletariatu Raspail rozkazał rządowi
tymczasowemu ogłosić republikę: gdyby ten rozkaz ludu nie był spełniony w
ciągu 2 godzin, Raspail miał wrócić na czele 200 tysięcy ludzi. Trupy poległych
jeszcze nie ostygły, barykady nie były jeszcze uprzątnięte, robotnicy nie
byli rozbrojeni, a jedyną siłą, którą można było im przeciwstawić, była
Gwardia Narodowa. W tych warunkach znikły nagle wysoce polityczne wątpliwości
i prawnicze skrupuły sumienia rządu tymczasowego. Nie minął jeszcze
dwugodzinny termin, a już na wszystkich murach Paryża czerniły się
historyczne wyrazy-olbrzymy:
"Republiquie framfałsel Liberte, Egalite, Frate-r-nite!".
["Repubiika francuska! Wolność, Równość, Braterstwo"]
Wraz z proklamowaniem republiki opartej na powszechnym prawie wyborczym znikało
nawet samo wspomnienie tych ograniczonych celów i pobudek, które pchnęły burżuazję
do rewolucji lutowej. Zamiast kilku zaledwie odłamów burżuazji wszystkie
klasy społeczeństwa francuskiego uzyskały nagle dostęp do władzy
politycznej, musiały porzucić loże, parter, galerie i osobiście wystąpić
na arenie rewolucyjnej! Wraz z monarchią konstytucyjną znikły nawet pozory
niezależności władzy państwowej od społeczeństwa burżuazyjnego, znikł też
cały szereg podrzędnych walk, wywołanych przez tę pozorną niezależność!
Narzucając republikę rządowi tymczasowemu, a więc i całej Francji,
proletariat wystąpił od razu na widownię jako samodzielna partia, lecz
jednocześnie rzucił wyzwanie całej burżuazyjnej Francji. Zdobył sobie
dopiero pole do walki o swe rewolucyjne wyzwolenie, lecz bynajmniej nie samo
wyzwolenie.
Republika lutowa musiała przede wszystkim raczej uzupełnić panowanie burżuazji, przyciągając do udziału we władzy politycznej obok arystokracji finansowej wszystkie klasy posiadające. Legitymiści, którzy reprezentowali większość wielkich właścicieli ziemskich, wyszli teraz ze stanu nicości politycznej, ha który ich skazała monarchia lipcowa. Nie darmo "Gazette de France"[18] agitowała wespół z pismami opozycyjnymi; nie darmo Larochejacąuelein wypowiedział się na posiedzeniu izby poselskiej 24 lutego po stronie "rewolucji. Powszechne prawo wyborcze oddało decyzję o losach Francji w ręce nominalnych posiadaczy, którzy stanowią znaczną większość Francuzów - w ręce chłopów. Republika lutowa zerwała koronę, poza którą ukrywał się kapitał, i w ten sposób nareszcie jasno uwydatniła panowanie burżuazji.
Jak w dni lipcowe robotnicy wywalczyli burżuazyjną m o n a r c h i ę, tak w dni lutowe wywalczyli burżuazyjną republikę. Jak monarchia lipcowa musiała się ogłosić za monarchię otoczoną instytucjami republikańskimi, tak republika lutowa - za republikę otoczoną instytucjami socjalnymi. Proletariat paryski wymusił i to ustępstwo. Robotnik Marche podyktował dekret, w którym dopiero co utworzony rząd tymczasowy zobowiązywał się zapewnić pracę i byt robotnikom, dać robotę wszystkim obywatelom itd. A gdy w kilka dni potem rząd zapomniał o swych obietnicach i zdawał się zupełnie nie dostrzegać proletariatu, dwudziestotysięczny tłum robotników pociągnął do ratusza z okrzykiem: "Organizacja pracy! Utworzenie osobnego ministerstwa pracy!" Wbrew swej woli rząd tymczasowy wyznaczył po długich debatach stałą komisję specjalną i polecił jej, aby wynalazła środki poprawy bytu klas pracujących! Komisja ta składała się z delegatów paryskich korporacji rzemieślniczych, przewodniczącymi jej byli Louis Blanc i Albert. Na miejsce posiedzeń wyznaczono jej pałac luksemburski. W ten sposób przedstawiciele klasy robotniczej zostali wygnani z gmachu, gdzie zasiadał rząd tymczasowy; burżuazyjna cześć rządu zatrzymała wyłącznie w swych rękach rzeczywistą władzę państwową i kierownictwo aparatem administracyjnymi a obok ministerstw finansów, handlu, robót publicznych, obok banku i giełdy stanęła synagoga socjalistyczna, której arcykapłani Louis Blanc i Albert mieli za zadanie odkryć kraj obiecany, obwieścić nową ewangelię i dać zajęcie paryskiemu proletariatowi. W odróżnieniu od wszelkiej doczesnej władzy państwowej nie rozporządzali ani budżetem, ani władzą wykonawczą. Mieli własną głową rozbić podwaliny burżuazyjnego społeczeństwa. Podczas gdy w pałacu luksemburskim szukano kamienia mądrości, w ratuszu bito monetę obiegową.
A jednak należy powiedzieć, że żądania proletariatu paryskiego, o ile
wychodziły poza ramy burżuazyjnej republiki, mogły znaleźć swój praktyczny
wyraz jedynie w mglistej formie komisji luksemburskiej.
Wspólnie z burżuazją dokonali robotnicy rewolucji lutowej i teraz starali się
przeforsować swe interesy obok burżuazji, podobnie jak w rządzie tymczasowym
umieścili jednego robotnika obok burżuazyjnej większości. Organizacja pracy
Ależ praca najemna jest właśnie istniejącą burżuazyjna organizacją pracy.
Bez niej nie ma kapitału, nie ma burżuazji, nie ma społeczeństwa burżuazyjnego.
Osobne ministerstwo pracy! Ależ ministerstwa finansów, handlu, robót
publicznych, czyż nie są to burżuazyjne ministerstwa pracy? Proletariackie
ministerstwo pracy obok nich musiało być ministerstwem niemocy, ministerstwem
pobożnych życzeń, komisją luksemburską. Podobnie jak robotnicy wierzyli, że
wyzwolą się obok burżuazji, tak też wyobrażali sobie, że zdołają
przeprowadzić rewolucję proletariacką w ramach państwowych Francji obok
pozostałych państw burżuazyjnych. Ale francuskie stosunki produkcyjne zależne
są od handlu zewnętrznego Francji, od jej stanowiska na rynku wszechświatowym
i od praw tego rynku. Jak mogłaby Francja przełamać je bez europejskiej wojny
rewolucyjnej, która odbiłaby się na Anglii, władczyni rynku wszechświatowego?
Gdy powstanie rozpoczyna klasa, która koncentruje w sobie rewolucyjne interesy
społeczeństwa, znajduje ona bezpośrednio w swym własnym położeniu treść
i materiał dla swej rewolucyjnej działalności: łamie wrogów, podejmuje
kroki, dyktowane przez potrzeby walki, a na: następstwa jej własnych czynów
pchają ją dalej. Nie wdaje się ona w dociekania teoretyczne nad swymi
zadaniami. Francuska klasa robotnicza nie znajdowała się jeszcze w takim położeniu,
nie była jeszcze zdolna do dokonania własnej rewolucji.
Rozwój proletariatu przemysłowego jest w ogóle uwarunkowany przez rozwój burżuazji
przemysłowej. Dopiero pod jej panowaniem proletariat uzyskuje ten rozległy narodowy
byt, który może podnieść jego rewolucję do poziomu rewolucji ogólnonarodowej,
dopiero pod jej panowaniem proletariat tworzy sam te nowoczesne środki
produkcji, które stają się jednocześnie środkami jego rewolucyjnego
wyzwolenia. Dopiero panowanie burżuazji wyrywa materialne korzenie społeczeństwa
feudalnego i wyrównuje grunt, na którym jedynie możliwa jest rewolucja
proletariacka. Przemysł francuski jest najbardziej rozwinięty, burżuazją
francuska jest najbardziej rewolucyjna na całym kontynencie europejskim. Ale
czyż rewolucja lutowa nie była skierowana bezpośrednio przeciw arystokracji
finansowej? Ten właśnie fakt dowiódł, że burżuazją przemysłowa nie
panowała nad Francją. Burżuazja przemysłowa może panować tylko tam, gdzie
nowoczesny przemysł przerobił na swoją modłę wszystkie stosunki własnościowe
- a taką siłą stać się może przemysł tylko tam, gdzie zdobył rynek
wszechświatowy, bo granice państwowe nie wystarczają dla jego rozwoju.
Natomiast przemysł francuski w znacznej swej części zachowuje dla siebie
nawet swój własny rynek narodowy tylko dzięki mniej lub więcej
zmodyfikowanemu systemowi ceł prohibicyjnych. Jeżeli więc proletariat
francuski w chwili rewolucji posiada w Paryżu faktyczną władzę i wpływ, które
go pobudzają do prób przechodzących jego siły, to w pozostałej części
Francji proletariat ten jest skupiony w poszczególnych, rozproszonych ośrodkach
przemysłu i niknie prawie wśród ogromnej większości chłopstwa i drobnomieszczaństwa.
Walka z kapitałem w swej rozwiniętej nowoczesnej formie, w swoim punkcie wyjścia,
walka przemysłowego robotnika z przemysłowym bourgeois nie jest w"
Francji faktem rozpowszechnionym. Po dniach lutowych tym bardziej (nie mogła
ona stać się ogólnonarodową treścią rewolucji, że walka przeciwko drugorzędnym
formom wyzysku kapitalistycznego - walka chłopów z lichwą i ciężarami
hipotecznymi, a drobnomieszczan z hurtownikami, bankierami i fabrykantami, słowem
z bankructwem - kryła się jeszcze pod osłoną ogólnego powstania przeciw
arystokracji finansowej. Łatwo więc zrozumieć, dlaczego proletariat paryski
starał się przeforsować swe interesy obok burżuazyjnych, zamiast je
urzeczywistniać jako rewolucyjne interesy samego społeczeństwa; dlaczego
pochylił czerwony sztandar przed trójkolorowym. Robotnicy francuscy nie mogli
postąpić ani kroku naprzód, nie mogli ani na włos naruszyć ustroju burżuazyjnego,
dopóki przebieg rewolucja nie wzburzył przeciwko temu ustrojowi - przeciw
panowaniu kapitału - masy narodu, stojącej pomiędzy proletariatem a burżuazją,
tj. chłopów i drobnomieszczan, i nie zmusił ich do przyłączenia się do
proletariatu, do uznania go za swego przewodnika w walce. Tylko za cenę
straszliwej klęski czerwcowej robotnicy mogli okupić to zwycięstwo.
Komisja luksemburska, ten twór paryskich robotników, miała tę zasługę, że z wysokości trybuny europejskiej zdradziła tajemnicę rewolucji XIX wieku: wyzwolenie proletariatu. "Moniteur" organ urzędowy czerwienił się ze złości, gdy musiał oficjalnie propagować "dzikie mrzonki", które leżały dotychczas pogrzebane w apokryficznych pismach socjalistów i tylko od czasu do czasu dochodziły do uszu burżuazji, jak dalekie bajki na wpół straszne, na wpół śmieszne. Zdumiona Europa ocknęła się nagle ze swej burżuazyjnej drzemki. Tak więc w wyobrażeniu proletariuszy, którzy arystokrację finansową mieszali z burżuazją w ogóle; w urojeniu republikańskich poczciwców, którzy przeczyli samemu istnieniu klas lub co najwyżej uznawali je jako skutek monarchii konstytucyjnej; w obłudnych frazesach tych warstw burżuazji, które dotąd były usunięte od władzy - zaprowadzenie republiki kładło kres panowaniu burżuazji. Wszyscy rojaliści zmienili się wtedy w republikanów, wszyscy milionerzy Paryża - w robotników. Frazesem, który odpowiadał temu urojonemu zniesieniu stosunków klasowych, była "f r a t e r n i t e", ogólne zbratanie się i braterstwo. To sielankowe abstrahowanie od przeciwieństw klasowych, to sentymentalne wyrównanie sprzecznych interesów klasowych, te marzycielskie wzloty ponad walkę klas, słowem, fraternite - oto było właściwe hasło rewolucji lutowej. Podział klasowy istniał tylko wskutek nieporozumienia i Lamartine ochrzcił rząd tymczasowy 24 lutego jako "un gouvernement qui suspende ce malentendu terrible q u i e x i s t e entre les d i f f e r e n t e s c l a s s e s" ["Rząd, który usuwa to straszne nieporozumienie istniejące między różnymi klasami"]. Proletariat paryski upajał się tym wielkodusznym porywem braterstwa.
Ze swej strony rząd tymczasowy, gdy był już zmuszony do proklamowania republiki, robił wszystko, co mógł, aby uczynić ją możliwą do przyjęcia dla burżuazji i prowincji. Odgraniczył się od krwawych okropności pierwszej republiki francuskiej przez zniesienie kary śmierci dla przestępców politycznych. Prasie pozostawił zupełną wolność przekonań: armię, sądy i administrację z małymi wyjątkami pozostawił w rękach dawnych dostojników; żadnego z wielkich winowajców monarchii lipcowej nie pociągnął do odpowiedzialności. Burżuazyjni republikanie z "National" zabawiali się zamianą monarchistycznych imion i kostiumów na starorepublikańskie. Dla nich republika była tylko nowym strojem balowym starego burżuazyjnego społeczeństwa. Młoda republika szukała swej największej zasługi w tym, aby nikogo nie straszyć, lecz samej wszystkiego się bać, ł aby miękką ustępliwością i niestawieniem nikomu oporu zapewnić sobie egzystencję i rozbroić opornych. Klasom uprzywilejowanym wewnątrz kraju i mocarstwom despotycznym na zewnątrz oświadczono głośno, że republika jest usposobiona pokojowo, że dewizą jej jest: "Żyj i pozwól żyć innymi" Ponadto wkrótce po rewolucji lutowej powstali Niemcy, Polacy, Austriacy, Węgrzy, Włosi - każdy naród stosownie do swego ówczesnego położenia. Ani Anglia sama objęta ruchem, ani Rosja przestraszona nim, nie były przygotowane do interwencji. Republika nie miała więc przed sobą żadnego narodowego wroga. Nie było więc żadnych zawikłań zewnętrznych na wielką skalę, które by mogły rozpalić energię czynu, przyśpieszyć proces rewolucyjny, pchnąć naprzód rząd tymczasowy lub odrzucić go na bok. Proletariat paryski widząc w republice swój własny twór przyklaskiwał naturalnie każdemu aktowi rządu tymczasowego, przyczyniającemu się do umocnienia pozycji tegoż rządu w społeczeństwie burżuazyjnym. Proletariat chętnie dawał się użyć Caussidiere'owi do służby policyjnej przy ochronie własności w Paryżu i pozostawiał Louis Blancowi załatwienie zatargów o płacę pomiędzy robotnikami a majstrami. Punktem honoru jego było zachowanie wobec Europy niesplamionego burżuazyjnego honoru republiki.
Republika nie napotkała żadnego oporu ani z zewnątrz, ani wewnątrz. To ją rozbroiło. Zadanie jej nie polegało już na rewolucyjnym przeobrażeniu świata, lecz tylko na przystosowaniu się do warunków burżuazyjnego społeczeństwa. Z jakim fanatyzmem rząd tymczasowy wziął się do tego zadania, o tym świadczą najwymowniej jego zadłużenie finansów. Kredyt publiczny i prywatny był naturalnie zachwiany. Kredyt publiczny opiera się na przeświadczeniu, że państwo da się wyzyskiwać lichwiarzom-finansistom. Ale stare państwo upadło, a rewolucja była wymierzona przede wszystkim przeciw arystokracji finansowej. Dreszcze ostatniego europejskiego kryzysu handlowego jeszcze nie minęły. Wciąż jeszcze następowało bankructwo za bankructwem.
Kredyt prywatny był więc sparaliżowany, obieg utrudniony, w produkcji panował zastój jeszcze przed wybuchem rewolucji lutowej. Kryzys rewolucyjny spotęgował jeszcze kryzys handlowy. Kredyt prywatny opiera się na przeświadczeniu, że całokształt warunków produkcji burżuazyjnej, że ustrój burżuazyjny pozostaje nietknięty i nietykalny. Jakże musiała podziałać rewolucja, która zakwestionowała podstawę produkcji burżuazyjnej - niewolę ekonomiczną proletariatu, która przeciwstawiła giełdzie - sfinksa luksemburskiego? Powstanie proletariatu oznacza zniesienie burżuazyjnego kredytu; oznacza bowiem zniesienie burżuazyjnej produkcji i jej systemu. Kredyt publiczny i prywatny jest termometrem ekonomicznym, którym mierzyć można napięcie rewolucji. W tej samej mierze, w jakiej spada kredyt, podnosi się temperatura rewolucji i wzrasta jej siła twórcza. Rząd tymczasowy chciał odebrać republice wszelki pozór antybur-'żuazyjności. Musiał się więc starać przede wszystkim, by zapewnić wartość wymienną nowej formy państwowej, jej kurs giełdowy.
Wraz z notowaniami kursu republiki na giełdzie musiał się podnieść i kredyt prywatny. Aby usunąć nawet podejrzenie, że nowa republika chce lub może uchylić się od zobowiązań przejętych od monarchii, aby wzbudzić zaufanie do burżuazyjnej moralności i wypłacalności republiki, rząd tymczasowy uciekł się do równie dziecinnej jak pozbawionej godności fanfaronady. Jeszcze przed upływem ustawowego terminu rząd wypłacił wierzycielom państwowym procenty od pożyczek 5, i 4 procentowych. Kapitaliści odzyskali natychmiast swój burżuazyjny aplomb i pewność siebie, gdy tylko ujrzeli, z jaką obawą i pośpiechem starano się kupić ich zaufanie.
Kłopoty pieniężne rządu tymczasowego nie zmniejszyły się naturalnie po
tym teatralnym wybryku, który ogołocił go z zapasu gotówki. Nie można było
dłużej ukrywać trudności finansowych; drobno-mieszczanie, służba domowa,
robotnicy musieli zapłacić za przyjemną niespodziankę, sprawioną
wierzycielom państwa.
Rząd ogłosił, że kasy oszczędności nie będą więcej wypłacały wkładów
z książeczek opiewających na sumę ponad 100 franków. Sumy złożone w
kasach oszczędności skonfiskowano i dekretem zamieniono na niepodlegającą spłacie
pożyczkę państwową. Drobno-mieszczan, już i tak znajdujących się w
trudnym położeniu, napełniło to rozgoryczeniem wobec republiki. Otrzymując
zamiast swych książeczek oszczędnościowych obligacje państwowe,
drobnomieszczanin musiał pójść na giełdę, aby je spieniężyć; musiał więc
w ten sposób oddać się sam w ręce lichwiarzy giełdowych, przeciw którym właśnie
dokonał rewolucji lutowej.
Arystokracja finansowa, która panowała za monarchii lipcowej, miała swą świątynię - bank. Jak giełda panuje nad kredytem państwowym, tak bank - nad kredytem handlowym. Bezpośrednio zagrożony przez rewolucję lutową, nie tylko w swym panowaniu, lecz i w swej egzystencji, bank starał się z góry zdyskredytować republikę nadając brakowi kredytów charakter powszechny. Bank wypowiedział nagle kredyt bankierom, fabrykantom, kupcom. Skoro ten manewr nie zdołał wywołać natychmiastowej kontrrewolucji, odbił się on z konieczności na samym banku. Kapitaliści wycofali sumy, które złożyli w banku. Posiadacze banknotów rzucili się do kasy, aby je wymienić na złoto lub srebro.
Rząd tymczasowy mógł bez żadnego gwałtu, w legalny sposób zmusić bank do bankructwa. Wystarczyło by 'mu zachować się bierni i pozostawić barak jego losowi. Bankructwo banku słałoby się potopem, który w jednej chwili zmiótłby z ziemi francuskiej arystokrację finansową - tego najpotężniejszego i najgroźniejszego wroga republiki, złoty piedestał monarchii lutowej. Gdyby zaś bank zbankrutował, a rząd stworzył wtedy Bank Narodowy i podporządkował kredyt narodowy kontroli narodu, to sama burżuazja musiałaby to uznać za ostatnią rozpaczliwą próbę ratunku.
Zamiast tego rząd tymczasowy nadał biletom banku kurs przymusowy. Uczynił jeszcze więcej. Zamienił wszystkie banki prowincjonalne na filie Banąue de France (Banku Francuskiego! i w ten sposób pozwolił mu zarzucić swą sieć na całą Francję. Potem rząd oddał bankowi w zastaw lasy państwowe jako gwarancję pożyczki, którą zaciągnął w banku. W ten sposób rewolucja lutowa bezpośrednio wzmacniała i rozszerzała bankokrację, którą miała obalić.
A rząd tymczasowy coraz bardziej uginał się pod brzemieniem wciąż rosnącego deficytu. Daremnie żebrał o ofiary patriotyczne. Tylko robotnicy rzucali mu jałmużnę. Trzeba było się uciec do środka heroicznego i zaprowadzić nowy podatek. Ale kogo opodatkować? Rekinów giełdowych, królów bankowych, wierzycieli państwa, rentierów, przemysłowców? Nie był to środek, który mógłby zjednać republice sympatie burżuazji. Znaczyło by to podkopywać kredyt państwowy i handlowy, podczas gdy z drugiej strony usiłowano go przywrócić za cenę takich ofiar i upokorzeń. A jednak ktoś musiał "beknąć". Któż więc stał się kozłem ofiarnym burżuazyjnego kredytu? Jacąues le bonhomme[19], chłop.
Rząd tymczasowy wprowadził w stosunku do czterech podatków bezpośrednich - dodatkowy podatek 45 centymów od każdego franka. Proletariatowi paryskiemu prasa rządowa wmawiała kłamliwie, że podatek ten spadnie przede wszystkim na wielką własność ziemską, na posiadaczy miliarda, rozdarowanego przez Restaurację. W rzeczywistości jednak podatek spadł przeważnie na c h ł o p ó w, tj. na znaczną większość ludu francuskiego. Oni to musieli zapłacić koszta rewolucji lutowej - i w nich kontrrewolucja znalazła swój główny materiał. Podatek 45-centymowy był kwestią życia dla chłopa francuskiego, a chłop zrobił go kwestią życia dla republiki. Od tej chwili chłop francuski widział w podatku centymowym uosobienie rewolucji i proletariat paryski stał się dla niego marnotrawcą, żyjącym wygodnie jego kosztem.
Rewolucja 1789 r. zaczęła od zdjęcia z chłopa ciężarów feudalnych! rewolucja 1848, aby nie zaszkodzić kapitałowi i utrzymać w ruchu maszynę państwową, zaprezentowała się ludności wiejskiej wprowadzeniem nowego podatku.
Rząd tymczasowy miał tylko jeden środek, by usunąć wszystkie te trudności i wytrącić państwo ze starych torów - ogłoszenie bankructwa państwowego. Jak wiadomo, Ledru-Rollin chwalił się później w Zgromadzeniu Narodowym, że odrzucił ze szlachetnym oburzeniem tę propozycję giełdziarza Foulda, obecnego francuskiego ministra finansów. Fould podawał mu jabłko z drzewa poznania. Z chwilą gdy rząd tymczasowy uznał weksel wystawiony na państwo przez stare społeczeństwo burżuazyjne, tym samym oddał się temu społeczeństwu w niewolę. Rząd stał się przypartym do muru dłużnikiem społeczeństwa burżuazyjnego, zamiast stanąć wobec niego jako groźny wierzyciel mający do zainkasowania wieloletnie wierzytelności rewolucyjne. Rząd musiał wzmocnić zachwiane stosunki burżuazyjne, aby móc wywiązać się z zobowiązań dających się wypełnić tylko w ramach tych stosunków. Kredyt stał się dlań warunkiem bytu, a ustępstwa dla proletariatu i poczynione mu obietnice stały się k a j d a n a m i, które należało skruszyć. Wyzwolenie robotników - choćby jako frazes - stało się groźnym niebezpieczeństwem dla nowej republiki, bo było ciągłym protestem przeciw przywróceniu kredytu, który opiera się na niezachwianym i niezmąconym uznaniu istniejących ekonomicznych stosunków klasowych. Trzeba więc było skończyć z robotnikami. Rewolucja lutowa wyrzuciła armię z Paryża. Jedyną siłę zbrojną stanowiła Gwardia Narodowa, tj. burżuazja różnych odmian. Lecz ta nie czuła się sama na siłach do walki z proletariatem. Ponadto musiała ona powoli i częściowo otworzyć swe szeregi i dopuścić do nich uzbrojonych proletariuszy, chociaż zrobiła to po zaciętym oporze i stawianiu masy najrozmaitszych przeszkód. Pozostawało więc tylko jedno wyjście: przeciwstawić jedną część proletariatu drugiej. W tym celu rząd tymczasowy utworzył 24 bataliony gwardii mobilów, każdy po 1000 ludzi, z młodzieży od lat 15 do 20. Należeli oni w większości do lumpenproletariatu, który we wszystkich wielkich miastach stanowi masę odcinającą się wyraźnie od proletariatu przemysłowego. Ta warstwa, która rekrutuje się ze złodziei i przestępców wszelkiego rodzaju, jest zbiorowiskiem ludzi żyjących z odpadków bogactw społecznych, ludzi bez określonego zajęcia, włóczęgów, g e n s sans feu et sans aveu (ciemnych indywiduów, włóczęgów!) Ludzie to różni, w zależności od kulturalnego poziomu narodu, do którego należą, lecz zawsze zachowują charakterystyczne cechy lazzaronów. Łatwo ulegający wpływowi w tak młodym wieku, w jakim werbował ich rząd tymczasowy, mobile zdolni byli do największego bohaterstwa i najwznioślejszego poświęcenia, lecz zarazem do najzwyklejszych zbójeckich czynów i najbrudniejszej sprzedajności. Rząd tymczasowy płacił im l frank 50 centymów dziennie, tj. kupił ich. Dał im specjalne umundurowanie, tj. wyróżnił ich od ludzi w bluzach robotniczych. Na dowódców dano im po części oficerów wojska stałego, po części zaś obrali sobie sami młodych synków burżuazyjnych, którzy ich pociągnęli gromkimi frazesami o śmierci dla ojczyzny i poświęceniu się dla republiki.
W ten sposób przeciw proletariatowi paryskiemu stanęła zwerbowana z jego własnych szeregów armia z 24 tysięcy młodych, silnych i szaleńczo odważnych junaków. Gdy mobile przechodzili ulicami Paryża, proletariat wznosił na ich cześć okrzyki. Poznawał w nich swych czołowych bojowników na barykadach. Uważał ich za gwardię proletariacką w przeciwstawieniu do burżuazyjnej Gwardii Narodowej. Należy mu wybaczyć ten błąd.
Oprócz gwardii mobilów rząd postanowił jeszcze skupić wokoło siebie armię robotników przemysłowych. Minister Marie zatrudnił w tak zwanych warsztatach narodowych 100 tysięcy robotników, wyrzuconych na bruk przez kryzys i rewolucję. Pod tak piękną nazwą ukrywało się po prostu używanie robotników do nudnych, jednostajnych, nieproduktywnych robót ziemnych za 23 su płacy dziennej. Angielskie "Workhouses"[20] (domy pracy) pod otwartym niebem - oto, czym były te warsztaty narodowe. Rząd tymczasowy spodziewał się że stworzył sobie w nich drugą armię proletariacką przeciw robotnikom. Podobnie jak robotnicy zawiedli się na gwardii mobilów, tak tym razem burżuazja zawiodła się na warsztatach narodowych. Stworzyła armię buntu. Ale jeden cel osiągnięto.
Ateliers nationaux - tak nazywały się warsztaty narodowe, które propagował Louis Blanc w Luksemburgu. Warsztaty ministra Marie, stworzone w wyraźnym przeciwieństwie do Luksemburga, dzięki jednakowej etykietce dawały powód do całej intrygi omyłek, godnej hiszpańskiej komedii o podstępnych figlach lokajów. Rząd tymczasowy sam szerzył po kryjomu pogłoski, że te warsztaty narodowe są wynalazkiem Louis Blanca, a wydawało się to tym prawdopodobniejsze, że ten apostoł warsztatów narodowych był członkiem rządu tymczasowego. Dla burżuazji paryskiej, która na wpół naiwnie, na wpół świadomie wypaczała istotny stan rzeczy, dla sztucznie urabianej opinii publicznej Francji i Europy, owe workhouses były pierwszym urzeczywistnieniem socjalizmu, który wraz z nimi stanął pod pręgierzem.
Warsztaty narodowe nie ze swej treści, lecz ze swej nazwy były wcielonym
protestem proletariatu przeciwko burżuazyjnemu przemysłowi, burżuazyjnemu
kredytowi ł burżuazyjnej republice. Przeciw nim więc zwróciła się cała
nienawiść burżuazji w nich znalazła równocześnie punkt, na który mogła
skierować swe napaści, skoro tylko wzmogła się dostatecznie na siłach, aby
zerwać otwarcie ze złudzeniami lutowymi. Całe niezadowolenie, całe
rozgoryczenie drobnomieszczaństwa również zwróciło się przeciw warsztatom,
które stały się wspólnym celem napaści. Ze zgrzytaniem zębów
drobnomieszczaństwo wyliczało sumy, które pochłaniały te darmozjady -
robotnicy, podczas gdy jego własne położenie stawało się coraz nieznośniejsze.
Pensja państwowa za fikcyjną pracę, oto, czym jest socjalizm - szemrali
drobnomieszczanie z niezadowoleniem. Warsztaty narodowe, deklamacje
luksemburskie, pochody robotników przez miasto - we wszystkim tym
drobnomieszczaństwo dopatrywało się przyczyn swej nędzy. I nikt nie gorączkował
się bardziej przeciw rzekomym machinacjom komunistów niż drobnomieszczanin
wiszący bez ratunku nad przepaścią.
Tak więc, w nadchodzącym starciu pomiędzy burżuazją a proletariatem
wszystkie plusy, wszystkie rozstrzygające placówki, wszystkie pośrednie
warstwy społeczeństwa znajdowały się w rękach burżuazji - i to, w chwili
gdy równocześnie na całym kontynencie wysoko wzbierały fale rewolucji
lutowej, gdy każda nowa poczta przynosiła nowy biuletyn rewolucyjny to z Włoch,
to z Niemiec, to znów z najdalszych południowo-wschodnich krańców Europy i
podtrzymywała powszechne upojenie ludu dając mu ciągłe dowody zwycięstwa,
które już mu się z rąk wyśliznęło. Dni 17 marca i 16 kwietnia były
pierwszymi potyczkami w wielkiej walce klasowej, którą pod swymi skrzydłami
ukrywała burżuazyjna republika. Dzień 17 marca ujawnił dwuznaczną sytuację
proletariatu, nie pozwalającą na żadne stanowcze czyny. Demonstracja
proletariatu miała początkowo na celu zawrócić rząd tymczasowy na drogę
rewolucji, osiągnąć w miarę możności wykluczenie zeń jego burżuazyjnych
członków i wymóc odroczenie dnia wyborów do Zgromadzenia Narodowego i
Gwardii Narodowej. Ale 16 marca burżuazja reprezentowana w Gwardii Narodowej
urządziła demonstrację przeciw rządowi tymczasowemu. Z okrzykiem:
"Precz z Ledru o Rollinem" demonstranci pociągnęli pod ratusz. I lud
zmuszony był 17 marca wołać: Niech żyje Ledru-Rollin! Niech żyje rząd
tymczasowy! Lud zmuszony był wystąpić przeciw burżuazji w obronie burżuazyjnej
republiki, która wydawała mu się zagrożona. Umocnił więc stanowisko rządu
tymczasowego, zamiast podporządkować go sobie. W ten sposób 17 marca zamienił
się w melodramatyczną scenę i jeśli w dniu tym raz jeszcze proletariat
paryski zademonstrował swój ogrom, to burżuazja w rządzie rewolucyjnym i
poza nim tym mocniej była zdecydowana złamać go.
Dzień 16 kwietnia był nieporozumieniem, zainscenizowanym przez rząd tymczasowy wspólnie z burżuazja. Robotnicy zgromadzili się licznie na polu Marsowym i w ujeżdżalni, aby omówić swą akcję wyborczą do sztabu generalnego Gwardii Narodowej. Nagle w całym Paryżu, od jednego końca do drugiego z błyskawiczną szybkością rozeszła się pogłoska, że uzbrojeni robotnicy zebrali się na polu Marsowym pod dowództwem Louis Blanca, Blanąufego, Cabeta i Ras-paila, by stamtąd pociągnąć do ratusza, obalić rząd tymczasowy i proklamować rząd komunistyczny. Uderzono w bębny - Ledru-Rollin, Marrast, Lamartine spierali się później o to, komu przypada zaszczyt tej inicjatywy - i w ciągu jednej godziny staje pod bronią 100.000 ludzi, ratusz obsadza całkowicie Gwardia Narodowa, po całym Paryżu grzmi okrzyk: "Precz z komunistami! Precz z Louis Blankiem, Blanqud'em, Raspailem, Cabetem" Do rządu tymczasowego zgłasza się mnóstwo deputacji hołdowniczych, każda gotowa ratować ojczyznę i społeczeństwo. Gdy wreszcie robotnicy zjawiają się przed ratuszem, aby oddać rządowi tymczasowemu pieniądze z patriotycznej składki zebranej na polu Marsowym, dowiadują się ze zdumieniem, że burżuazyjny Paryż w fikcyjnej walce, przy zachowaniu największych ostrożności, odniósł zwycięstwo nad ich cieniem. Straszliwy zamach 16 kwietnia dał pretekst do sprowadzenia armii z powrotem do Paryża - co było właściwym celem niezręcznej komedii - i do reakcyjnych demonstracji federalistycznych na prowincji.
Dnia 4 maja zebrało się Zgromadzenie Narodowe, obrane w drodze bezpośrednich i powszechnych wyborów. Powszechne prawo głosowania nie posiadało tej magicznej siły, jaką. mu przypisywali republikanie dawnego pokroju. W całej Francji, a przynajmniej w większości Francuzów, republikanie ci widzieli tylko citoyens (obywateli) o jednakowych interesach, jednakowych poglądach itp. Na tym polegał ich kult ludu. Zamiast ich urojonego ludu wybory wyprowadziły na światło dzienne prawdziwy lud, tj. reprezentantów rozmaitych klas, na które ten lud się rozpada. Widzieliśmy już, dlaczego chłopi i drobnomieszczanie musieli pójść do wyborów pod kierownictwem wojowniczej burżuazji i żądnych restauracji wielkich właścicieli ziemskich. A jeżeli powszechne prawo głosowania nie było różdżką czarodziejską, jaką w nim upatrywali republikańscy poczciwcy, to miało za to inną, daleko większą zaletę: rozpętało ono walkę klasową, pozwoliło różnym pośrednim warstwom społeczeństwa burżuazyjnego szybko przeżyć swe złudzenia i rozczarowania, za jednym zamachem wyniosło do wyżyn władzy wszystkie odłamy klasy wyzyskującej l zerwało z nich obłudną maskę, podczas gdy monarchia ze swym cenzusem pozwalała kompromitować się tylko pewnym określonym odłamom burżuazji, a inne pozostawiała poza kulisami i otaczała aureolą wspólnej opozycji.
W Narodowym Zgromadzeniu Ustawodawczym, które zebrało się 4 maja, przewagę mieli burżuazyjni republikanie, republikanie z "National", Nawet legitymiści i orleaniści ośmielali się z początku występować tylko pod maską burżuazyjnego republikanizmu. Tylko w imię republiki można było podjąć walkę z proletariatem. Nie od 25 lutego, lecz od 4 maja bierze swój początek republika, uznana przez naród francuski. Nie Jest to już republika narzucona przez paryski proletariat rządowi tymczasowemu, nie jest to republika z instytucjami socjalnymi, nie jest to marzenie, które przyświecało bojownikom barykad. Proklamowana przez Zgromadzenie Narodowe jedynie prawowita republika nie jest orężem rewolucyjnym przeciw ustrojowi burżuazyjnemu, lecz raczej jego politycznym odnowieniem, ponowną konsolidacją polityczną społeczeństwa burżuazyjne-go, jest, jednym słowem, burżuazyjną republiką. Twierdzenie to rozległo się z Trybuny Zgromadzenia Narodowego i odbiło się echem w całej prasie burżuazyjnej - republikańskiej i anty republikańskiej.
Widzieliśmy już, że republika lutowa rzeczywiście nie była i nie mogła być niczym innym jak republiką burżuazyjną, że jednak rząd tymczasowy pod bezpośrednim naciskiem proletariatu musiał ją ogłosić za republikę z instytucjami socjalnymi. Widzieliśmy, że proletariat paryski nie był jeszcze zdolny, by wyjść poza burżuazyjną republikę, chyba tylko w swej wyobraźni i w swych urojeniach; widzieliśmy też, że wszędzie, gdzie rzeczywiście dochodziło do działania, działał na jej korzyść, że dane mu przyrzeczenia stały się nieznośnym niebezpieczeństwem dla nowej republiki, że cały proces życiowy rządu tymczasowego sprowadził się do ciągłej walki z żądaniami proletariatu.
W osobie Zgromadzenia Narodowego cała Francja sprawowała sąd nad proletariatem paryskim. Zgromadzenie zerwało natychmiast z socjalnymi złudzeniami rewolucji lutowej i o proklamowało bez ogródek burżuazyjną republikę ł tylko burżuazyjną republikę. Zgromadzenie wykluczyło natychmiast z mianowanej przez siebie komisji wykonawczej przedstawicieli proletariatu: Louis Blanca i Alberta; odrzuciło projekt odrębnego ministerstwa pracy i przyjęło burzliwymi okrzykami aprobaty oświadczenie ministra Trelata. "Teraz idzie tylko o to, aby z powrotem sprowadzić pracę do jej dawnych w a r u n k ó w".
Lecz to wszystko nie wystarczało. Republikę lutową wywalczyli robotnicy przy biernym poparciu burżuazji. Robotnicy słusznie uważali się za zwycięzców lutowych i jak przystoi zwycięzcom, stawiali dumne wymagania. Trzeba było zwyciężyć ich na ulicy, trzeba było pokazać im, że ponoszą klęskę, o ile walczą nie r a z e m z burżuazją, lecz przeciw burżuazji. Tak jak w swoim czasie republice lutowej z jej ustępstwami dla socjalizmu trzeba było bitwy zjednoczonego z burżuazją proletariatu przeciw monarchii, tak teraz potrzeba było drugiej bitwy, aby uwolnić republikę od jej ustępstw dla socjalizmu, aby oficjalnie utrwalić panowanie burżuazyjnej republiki. Burżuazją musiała z bronią w ręku odrzucić żądania proletariatu. Prawdziwą kolebką burżuazyjnej republiki było nie zwycięstwo lutowe, lecz klęska czerwcowa.
Proletariat przyspieszył rozwiązanie, gdy 15 maja wtargnął do Zgromadzenia Narodowego usiłując bezskutecznie odzyskać swój rewolucyjny wpływ i w ten Sposób tylko wydał najenergiczniejszych swych wodzów w ręce strażników więziennych burżuazji[21]. Il faut en finir. Tak dalej być nie może! W okrzyku tym Zgromadzenie Narodowe dało wyraz swemu postanowieniu - zmusić proletariat do rozstrzygającej walki. Komisja wykonawcza wydała szereg prowokacyjnych dekretów, jak np. zakaz tłumnego skupiania się itp. Z trybuny Narodowego Zgromadzenia Ustawodawczego wprost prowokowano, wymyślano, wyszydzano robotników. Ale głównym celem ataków były - jak już widzieliśmy - warsztaty narodowe. Konstytuanta władczo wskazywała na nie komisji wykonawczej, która tylko czekała na to, aby swój własny plan otrzymać do wykonania w formie nakazu Zgromadzenia Narodowego.
Komisja wykonawcza zaczęła od tego, że utrudniła dostęp do warsztatów narodowych, zamieniła płacę dzienną na akordową, a robotników, nie pochodzących z Paryża, zesłała do Sologne, rzekomo dla prowadzenia tam robót ziemnych. Te roboty ziemne - jak o tym donieśli-swoim towarzyszom powracający stamtąd z rozczarowaniem robotnicy- były tylko formułą retoryczną, która miała im osłodzić ich wypędzenie z Paryża. Wreszcie 21 czerwca ukazał się w "Monitorze" dekret, który polecał wydalić siłą z warsztatów narodowych wszystkich nieżonatych robotników lub też wcielić ich do armii.
Robotnicy mieli do wyboru: albo umrzeć z głodu, albo przejść do ataku. Odpowiedzieli 22 czerwca olbrzymim powstaniem - pierwszą wielką bitwą pomiędzy obiema klasami, na które rozpada się nowoczesne społeczeństwo. Była to walka o zachowanie lub zniweczenie burżuazyjnego ładu. Zasłona, która spowijała republiką, została rozdarta.
Wiadomo, jak robotnicy z bezprzykładnym męstwem i genialnością, bez wodzów, bez wspólnego planu działania, bez środków, przeważnie bez broni, przez 5 dni trzymali w szachu gwardię mobilów, paryską Gwardię Narodową i gwardzistów narodowych przybyłych z prowincji. Wiadomo, jak burżuazja z niesłychanym okrucieństwem pomściła się za śmiertelną trwogę doznaną w ciągu tych dni i wymordowała z górą 3000 jeńców.
Oficjalni przedstawiciele francuskiej demokracji byli tak zaślepieni
ideologią republikańską, że dopiero w kilka tygodni potem zaczęli się domyślać
znaczenia dni czerwcowych. Byli jak gdyby odurzeni dymem prochowym, w którym się
rozwiała ich fantastyczna republika. Bezpośrednie wrażenie, jakie wywarła na
nas wiadomość o klęsce czerwcowej, pozwoli nam czytelnik oddać słowami
"Nowej Gazety Reńskiej".
"Ostatni oficjalny szczątek rewolucji lutowej, komisja wykonawcza, rozwiał
się jak tuman mgły wobec powagi wypadków. Sztuczne ognia Lamartinie'a zamieniły
się w ogniste rakiety Cavaignaca. Prawdziwym, niesfałszowanym, prozaicznym
wyrazem tej fraternite, tego braterstwa przeciwstawnych sobie klas, z których
jedna wyzyskuje drugą, tej fraternite proklamowanej w lutym, wypisanej wielkimi
literami na czole Paryża, na każdym więzieniu, na każdych koszarach jest
wojna domowa, wojna domowa w swej najstraszliwszej postaci, wojna pomiędzy pracą
a kapitałem. To braterstwo płonęło we wszystkich oknach Paryża wieczorem 25
czerwca, gdy Paryż burżuazji był iluminowany, podczas gdy Paryż proletariatu
ginął w płomieniach, w jękach, we krwi. Braterstwo trwało dokładnie tak długo,
jak długo interes burżuazji zbratany był z interesem proletariatu. Pedanci
dawnej tradycji rewolucyjnej z r. 1793, doktrynerzy socjalistyczni, którzy żebrali
u burżuazji jałmużny dla ludu i którym pozwolono dopóty wygłaszać długie
kazania i kompromitować się, dopóki trzeba było usypiać proletariackiego
lwa, republikanie, którzy chcieli zachować cały ustrój burżuazyjny z wyjątkiem
jego ukoronowanej głowy, dynastyczni opozycjoniści, którym przypadek zamiast
zmiany ministrów podsunął upadek dynastii, legitymiści, którzy nie chcieli
zrzucić liberii, lecz tylko zmienić jej krój - oto byli sprzymierzeńcy,
razem z którymi lud dokonał rewolucji lutowej. - Rewolucja lutowa była piękną
rewolucją, rewolucją o powszechnych sympatiach, bo przeciwieństwa, które w
niej wybuchły przeciw monarchii, nierozwinięte jeszcze, drzemały w zgodzie
obok siebie, bo walka socjalna, stanowiąca jej tło, wiodła tylko mglistą
egzystencję, egzystencję frazesów i słów. Rewolucja czerwcowa była
szkaradną rewolucją, odrażającą rewolucją, bo w niej na miejsce frazesu
wystąpiła rzeczywistość, bo republika obnażyła głowę samego potwora
zrzucając zeń koronę, która ją kryła i osłaniała. Porządek! - takie było
hasło bojowe Guizota. Porządek - wołał guizotysta Sebastiana, gdy Rosjanie
zdobyli Warszawę. Porządek - woła Cavaignac, to brutalne echo francuskiego
Zgromadzenia Narodowego i republikańskiej burżuazji. Porządek - grzmiały
jego kartacze rozszarpując na strzępy ciało proletariatu. Żadna z licznych
rewolucji francuskiej burżuazji od r. 1789 nie była zamachem na porządek, bo
pozostawiała nietkniętym panowanie klasowe, pozostawiała niewolę robotników,
bo pozostawiała burżuazyj-. ny porządek, choćby nie wiedzieć jak często
zmieniała się forma polityczna tego panowania i tej niewoli. Czerwiec naruszył
ten porządek. Biada czerwcowi! ("Neuie Rheinische Zeitung", 29
czerwca 1848 r.).
Biada Czerwcowi! odbrzmiewa echo europejskie.
Burżuazja zmusiła proletariat paryski do powstania czerwcowego. Już to
samo z góry skazywało go na klęskę. Ani bezpośrednio odczuta potrzeba nie
pobudzała wówczas proletariatu do gwałtownego obalenia burżuazji, ani też
proletariat nie dorósł jeszcze wówczas do tego zadania. "Monitor"
musiał mu oznajmić oficjalnie, że minęły już czasy, gdy republika zmuszona
była hołdować jego złudzeniom, i dopiero dzięki swej klęsce proletariat
przekonał się, że najdrobniejsza poprawa jego losu w ramach burżuazyjnej
republiki pozostaje utopią - utopią, która staje się przestępstwem z chwilą,
gdy się chce ją urzeczywistnić. Na miejsce dawnych żądań proletariatu,
przesadnych w formie, lecz drobnych i niedojrzałych, a nawet jeszcze burżuazyjnych
w swej treści, na miejsce tych żądań, których spełnienie proletariat chciał
wymóc na republice lutowej, stanęło teraz śmiałe hasło rewolucyjne:
Obalenie burżuazji! Dyktatura klasy robotniczej!
Zamieniając swą mogiłę na kołyskę burżuazyjnej republiki proletariat
zmusił tę republikę, by wystąpiła natychmiast w swej czystej postaci jako
państwo, które jawnie przyznaje, że zadaniem jego jest uwiecznienie władzy
kapitału i niewolnictwa pracy. Stale mając przed oczyma okrytego bliznami,
nieprzejednanego, niezwyciężonego wroga niezwyciężonego, ponieważ istnienie
jego jest niezbędnym warunkiem własnego życia burżuazji - musiało panowanie
burżuazji, uwolnione od wszelkich pęt, zamienić się natychmiast w burżuazyjny
terroryzm. Z chwilą gdy proletariat został tymczasowo usunięty z widowni i
dyktatura burżuazji została oficjalnie uznana, pośrednie warstwy społeczeństwa
burżuazyjnego, drobnomieszczaństwo i chłopstwo - w miarę jak ich położenie
stawało się coraz trudniejsze do zniesienia, a ich antagonizm do burżuazji się
zaostrzał, musiały coraz bardziej zbliżać się do proletariatu. Jak przedtem
przyczynę swej nędzy widziały w jego wzmocnieniu, tak teraz musiały ją
widzieć w jego klęsce.
Jeśli powstanie czerwcowe wszędzie na kontynencie podniosło samopoczucie burżuazji i skłoniło ją do zawarcia jawnego przymierza z monarchią feudalną przeciw ludowi, to kto pierwszy padł ofiarą tego przymierza? Właśnie burżuazja kontynentalna. Klęska czerwcowa nie pozwoliła jej utrwalić swego panowania i zatrzymać ludu, na wpół zaspokojonego, na wpół zniechęconego, na najniższym szczeblu rewolucji burżuazyjnej.
Wreszcie porażka czerwcowa zdradziła despotycznym mocarstwom Europy tę tajemnicę, że Francja musi za wszelką cenę utrzymywać pokój na zewnątrz, aby móc prowadzić wojnę domową w kraju. Wskutek tego narody, które rozpoczęły walkę o swą niepodległość narodową, znowu oddane zostały na pastwę przemocy Rosji, Austrii i Prus. Lecz jednocześnie los tych narodowych rewolucji został uzależniony od losu rewolucji proletariackiej; znikła pozorna samodzielność, ich niezależność od wielkiego przewrotu społecznego. Ani Węgier, ani Polak, ani Włoch nie będą wolni, dopóki robotnik pozostanie niewolnikiem!
Wreszcie dzięki zwycięstwom świętego przymierza Europa przybrała taką postać, że każde nowe powstanie proletariackie we Francji musi bezpośrednio pociągnąć za sobą wojnę światową. Nowa rewolucja francuska będzie zmuszona natychmiast opuścić grunt narodowy i zdobyć sobie teren europejski, na którym jedynie może się dokonać rewolucja socjalna XIX wieku.
Dopiero więc klęska czerwcowa stworzyła wszystkie warunki, w których Francja może wziąć na siebie inicjatywę rewolucji europejskiej. Dopiero po skąpaniu się we krwi powstańców czerwcowych trójbarwny sztandar stał się sztandarem europejskiej rewolucji, czerwonym sztandarem.
Wołamy więc: Rewolucja umarła! - Niech żyje rewolucja!
Rozdział II: 13 czerwca 1849r.
[14] W oryginale użyte jest francuskie słowo "compere", które posiada podwójne znaczenie: 1) kum, 2) Compan, wspólnik w intrydze, awanturze. - Red.
[15] Robert Macaire - typ sprytnego szalbierza z komedii Beniamina Antier i Fryderyka Lemattre pt. "Robert i Bertram" (1834 r.) - Red.
[16] Zabór Krakowa przez Austrie w porozumieniu z Rosją i Prusami; 11 listopada 1846 r. - wojna Sonderbundu (Sonderbundskrieg) w Szwajcarii - od 4 do 28 listopada 1847 r. Powstanie w Palermo - 12 stycznia 1848 r.; w końcu stycznia dziewięciodniowe bombardowanie miasta przez neapolltańczyków. (Uwaga Engelsa).
[17] "National" - gazeta burżuazyjnej republikańskiej opozycji, założona w r. 1830 przez Thiersa. - R e d.
[18] Stara gazeta monarchistyczna (legitymistyczna). - Red.
[19] "Kuba-prostak" - pogardliwa nazwa, jaką szlachta francuska nadawała chłopom. - Red.
[20] Angielska ustawa o biednych, uchwalona w 1834 r., przewidywała zamiast zapomóg udzielanych biednym w gotówce lub w naturze zbudowanie dla nich domów pracy. Domy te, które nazywano "Bastyliami dla biednych, stały się postrachem ubogiej ludności. - R e d.
[21] W związku z wypadkami 15 maja 1848 r. zostali zaaresztowani i wtrąceni do wiezienia w Yincennes - Barbes, Albert, Raspail, Sobrier, a po kilku dniach i Blanqui. - R e d.